W czwartek chyba napisałem Piotrkowi, że jadę w góry, ten mi powiedział, że jak nie pojedzie w swoje góry, to pojedzie. W swoje góry nie pojechał, bo w piątek rozwalił hak przerzutki. Pojechał zatem ze mną. Umówiliśmy się o 9:00, ja byłem na miejscu spotkania o 9:15, Piotrek po kolejnych 15 minutach. Dobry początek. Wymusiło to zmianę trasy. W pierwotnej wersji mieliśmy rano jechać do Bielska przez Przegibek. Porzuciliśmy pomysł taki, bo z Oświęcimia wyjeżdżaliśmy o 10:30. Szybki skok przez Wilamowice do Bielska. Dawno nie jechałem tą drogą, nie byłem pewny jak. No i z tej niepewności dopełniło rozkopane Bielsko. Matko. Wcześniej trasa była prosta: prosto, prosto, prosto, w prawo, prosto, w lewo i dworzec. A teraz musieliśmy błądzić bogowie wiedzą gdzie. Nic to. Nie zrażeni spotkaliśmy się z MadManem, pojechaliśmy do Wilkowic przez Bystrą. MadMan stwierdził, że DK52 ssie i jedziemy DW948 (?) (tą do Szczyrku). Ona nie była mniej ruchliwa. Podjazd na Magurkę bardzo przyjemny. 3km, 25 minut. MadMan 6 minut za mną, Piotrek 2 minuty za MadManem. Kolejny punkt programu to zjazd na Przegibek. To było ciekawe. Najpierw Piotrek nam się zgubił i pojechał szlakiem pieszym (my jechaliśmy narciarskim). Po zjeździe na rzeczony Przegibek ja i Damian kupiliśmy kalorie w oczekiwaniu na Piotrka. Czekamy, czekamy... Dzwoni. Rozmowę zaczął optymistycznie i z kulturą: "k***a, poje***ce, terenu wam się zachciało!". Myślę sobie: pewnie dętkę rozwalił. Dalsza rozmowa: J(a): coś zrobił? P(iotrek): urwałem hak przerzutki J: <nic, bo się śmiałem> P: nie śmiej się! J: gdzie jesteś? P: za tym pierwszym odcinkiem w lesie J: ok. Zjedź na dół, na przełęcz, jakby mnie nie było to poczekaj, bo chcę zjechać do Straconki, ale wrócę na Przegibek. Będziemy myśleć.
Szybki telefon do Krzyśka celem sprawdzenia pociągów z Bielska, szybki SMS do Jarka: "Nie uwierzysz. Sitnik złamał hak przerzutki." Obawiam się, że Jarek zmarł ze śmiechu, bo się nie odezwał od tamtego czasu. Zjazd do Straconki nic specjalnego - dziurawy asfalt i wolne samochody. Podjazd też nic specjalnego. 5,5km niewymagającego jakiegoś wielkiego wysiłku. Następnie cudowny zjazd do Międzybrodzia Bialskiego. 69,4km/h. Piętne. 7km za darmo, tylko trzeba klamki hamulcowe cisnąć. W Międzybrodziu ponowne spotkanie w Piotrkiem, który czekał na tatę. Ja za to spokojnie popedałowałem do domu, trasą, którą znam na pamięć.
UWAGA Zdjęcia z wczorajszego wyjazdu można obejrzeć tutaj (do komentowania trzeba się zarejestrować)
Komentarze (8)
Zmieniłem, zmieniłem obwód w liczniku. Tak, z tym terenem to racja - gdybyśmy wjechali tam na dłużej ( a nie na tylko 4 km, żeby urwać hak ) to bym go zostawił. A to to za bardzo nie widzę sensu, zwłaszcza, że całą drogę mieliśmy dobrą średnią ( i to się liczy ), a potem w terenie ona drastycznie spadła, bo ja tam bardziej sobie jechałem 5km/h i zdjecia robiłem niż na średnią patrzyłem.
Nie. On po prostu wyjmuje licznik na teren "bo mu średniej szkoda". Ot, taki przekręt nieelegancki. Poza tym - nie robił jednego podjazdu (z Bielska na Przegibek), tylko pojechał od razu na dół, do Międzybrodzia.
Vanhelsing dzień wcześniej zmienił opony z terenowych na slicki. Różnica wysokości przypuszczam że znaczna, licznika pewnie nie przestawił - stąd różnica w prędkości/dystansie.
A jak to z tą średnią u Was? U Ciebie niecałe 24km/h widzę, a u Vanhelsinga prawie kilometr więcej, chociaż z tego co piszesz to on w górkach zostawał. Czy on przypadkiem nie ma licznika pod 28 cali ustawionego? :)))
Jeżdżę, jeżdżę, bo autobusów nie lubię, a samochody śmierdzom (sic).
Studiuję filologię, nie lubię literaturoznawstwa, a z Uniwersytetu Śląskiego czym prędzej chcę uciec na Słowację.