Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:568.82 km (w terenie 18.00 km; 3.16%)
Czas w ruchu:25:06
Średnia prędkość:22.66 km/h
Maksymalna prędkość:58.90 km/h
Suma podjazdów:2411 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:63.20 km i 2h 47m
Więcej statystyk

Szlak czerwony raz jeszcze, czyli o pływaniu.

Czwartek, 29 lipca 2010 · Komentarze(0)
Zrobiłem drugie podejście do przejechania czerwonego szlaku rowerowego w Jaworznie, tym razem w drugą stronę. Niestety, spełzło na niczym, gdyż szlak zgubił się na Sosinie.
Atrakcje:
-10-15 metrów błota do kostek
-50-metrowej długości rozlewisko wodne głębokie po kolana (tak, brodziłem w nim)
-strumień do przekroczenia wzdłuż. Dno z dość dużych kamieni
-niemożliwość objechania szlabanu w Koźminie (trzeba rower przeprowadzić)

Generalnie... Potwierdza się to, co pisałem: żal i bieda.

Dla równowagi wieczorne pedałowanie z Krzyśkiem. GPS nie pochytał wszystkiego, dlatego track taki pocięty

Szlak czerwony, czyli o głupcach

Sobota, 24 lipca 2010 · Komentarze(0)
W Jaworznie "wyznaczono" szlaki rowerowe. Dlaczego "wyznaczono"? Ponieważ może i je wyznaczono i gdzieś zaznaczono, ale na pewno nie w terenie. Kosztem prawie 700 000 zł (siedmiuset tysięcy) zrobiono to, co mój pies robi każdego dnia: oznaczono drzewa. Szlaki którymi jechałem (pierwotnie chciałem przejechać szlak czerwony) oznaczono fatalnie, bardzo łatwo gubi je osoba ze szlakami doświadczona (czyt.: ja), a nie wyobrażam sobie co się dzieje z laikami. Uważam, że wywalono w błoto 150 000 zł z kasy urzędu miasta i ponad pół miliona złotych ze środków UE. Po przejechaniu wszystkich szlaków napiszę skargę do Najwyższej Izby Kontroli, a w międzyczasie zamierzam na ten temat porozmawiać z prezydentem miasta. To już w czwartek.

Trasa:


Wieczorem zagadał do mnie Krzysiek, że Festiwal Energii i że jedziemy. No to jedziemy. Wyjechaliśmy o 23:00 a wróciłem do domu przed 2:00... Bardzo przyjemnie się jechało w sumie.

Trasa:

Namiot, czyli DDRki

Poniedziałek, 19 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Do 50km
Koleżanka z kursu przewodnickiego chciała pożyczyć namiot. Zamiast jeździć bez sensu po mieście podrzuciłem jej go, pogadaliśmy chwilę i pojechałem do domu. W pogodzie powrót do normalności - 18 stopni. Narrrrrrreszcie.

Szosa cudów, czyli zmotoryzowani Estończycy

Poniedziałek, 12 lipca 2010 · Komentarze(0)
Po raz pierwszy w tym roku przejechałem się "szosą cudów" - znienawidzoną, wmordęwindystyczną DW 948 (chyba) z Kęt do Oświęcimia. :-)) Ale na początek dnia zaliczyłem zjazd/zejście z Głuchaczek do Oravskej Polhory i podjazd na Przełęcz Glinne. Myślałem, że pójdzie gorzej, szczególnie że mam w pamięci zeszłoroczny zjazd z tej przełęczy, który był naprawdę epicki. Tymczasem zjazd do Jeleśni dopiero był epicki. A w zasadzie to do samego Żywca - zjazd kończy się na moście na Koszarawie w Jeleśni. CUDO. Dobry asfalt, mały ruch, mrau.

Na stacji przy DW 948 spotkałem Estończyków, którzy podróżują motorem w Alpy. Ech, zazdroszczę im.

Cały dzień upał niesamowity, przynajmniej 30 stopni. Piłem jak najęty.

Emilia, czyli nowa kategoria

Piątek, 9 lipca 2010 · Komentarze(0)
Po nieprzespanej nocy szybko przejechałem do Wołowa, wrzuciłem rower na początek pociągu (miał być wagon dla niepełnosprawnych, co ułatwiłoby mi życie, ale nie było...) i kimałem przy kiblu, co chwilę kogoś przepuszczając. W Katowicach pociąg pojawił się 10 minut przed czasem (!!!), w związku z czym zdążyłem kupić bilet na wcześniejszy pociąg do Zwardonia, gdzie wylądowałem około 16:40. Przepakowałem się i przejechałem przez fragment S69 (nie wiem gdzie straciła się DK69...). Nie byłem jedyny, co ciekawe. Już w Milówce spotkałem pana sakwiarza, a po drodze zostałem zmuszony do przejechania "chodnikiem" tunelu Emilia - jedynego pozamiejskiego tunelu w Polsce. Jakoś w Czarnogórze tunele były przyjemniejsze.

Trochę pogubiłem się w Węgierskiej Górce, ale w końcu znalazłem drogę na Przełęcz u Poloka (na wykresie: przedostatni podjazd). Podjazd dość ciekawy, pod koniec poważna ścianka, a następnie ładny zjazd aż do samej Jeleśni, gdzie zaopatrzyłem się w piwo i pojechałem na Przełęcz Głuchaczki, na bazę namiotową.

Ponieważ mam logger GPS (nie wiem w jakim stopniu jest on wiarygodny), "otwieram" nową kategorię: podjazdy. Będę ją zaznaczał za każdym razem, gdy na trasie pojawi się jakiś szczyt, przełęcz, albo coś takiego. Do tego w tagach będę wpisywał nazwy tych przełęczy/szczytów

Festiwalowy lans, czyli o unii sakwiarskiej

Środa, 7 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Ponad 50km
W czasie porannego (5:00 rano...) "spaceru" do Szczakowej zostałem zaczepiony przez pana, mieszkańca Jaworzna, który też się z sakwami wozi. Bardzo sympatycznie, acz krótko, porozmawialiśmy sobie i pan pojechał w swoją stronę.

Droga do Wrocławia (pociągiem) przebiegła spokojnie, nawet się przespałem. Następnie werbalnie sponiewierałem dworzec wrocławski i przejechałem na Plac Orląt Lwowskich, gdzie odebrałem lanserską koszulkę akcji "Zagoń rower do roboty", lampkę, opaski odblaskowe i paczkę baloników, po czym udałem się (nieco klucząc po Breslau) w stronę Oborników Śląskich, odbiłem na Lubiąż i w Brzegu Dolnym kupiłem bilet powrotny. Tereny przyjemne, bo ruch mały, ale nudno aż szlag trafia. I całodniowy wmordęwind.

Na Slot Art Festivalu wszystko poszło gładko, choć na slajdach tłumów nie było. Byłem chyba jedynym rowerzystą-sakwiarzem.

Jazdy, czyli przedfestiwalowo

Wtorek, 6 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Do 50km
Najpierw na jazdy (BTW, OSK Centrum jest bardzo przyjazne: zadzwoniłem rano i pytam, czy mogę w ośrodku zostawić rower. Miła pani odpowiedziała, że nie ma problemu. I faktycznie, nie robiła problemów :-)), a potem do Szczakowej kupić bilet na jutro - walę na Breslau, tam odbieram koszulkę i baloniki i jadę się lansować: http://www.slot.art.pl/index.php?D=62 (sekcja: namiot wschodni)

Zmieniam kolejność. Najpierw kilka słów, a potem log z GPSa.

Jurajska pętla, czyli o poranki

Piątek, 2 lipca 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Ponad 50km
Trasa:

Rower z rana jak śmietana, to prawda wiadoma. No to pobudka o 6:30 (zieeeeeeeeeeeeew), o 7:30 spotkanie z Przemkiem i Marcinem, jazda na Jurę. Najpierw z Trzebini podjazd do Olkusza, potem inne przyjemności. Zacnie było, zacnie, tylko gorąc się zrobił jak diabli później. Ciekawe, że GPS podaje 5km więcej... :/