Wpisy archiwalne w kategorii

trekking

Dystans całkowity:3561.36 km (w terenie 18.00 km; 0.51%)
Czas w ruchu:179:31
Średnia prędkość:19.84 km/h
Maksymalna prędkość:71.50 km/h
Liczba aktywności:40
Średnio na aktywność:89.03 km i 4h 29m
Więcej statystyk

Szosa cudów, czyli zmotoryzowani Estończycy

Poniedziałek, 12 lipca 2010 · Komentarze(0)
Po raz pierwszy w tym roku przejechałem się "szosą cudów" - znienawidzoną, wmordęwindystyczną DW 948 (chyba) z Kęt do Oświęcimia. :-)) Ale na początek dnia zaliczyłem zjazd/zejście z Głuchaczek do Oravskej Polhory i podjazd na Przełęcz Glinne. Myślałem, że pójdzie gorzej, szczególnie że mam w pamięci zeszłoroczny zjazd z tej przełęczy, który był naprawdę epicki. Tymczasem zjazd do Jeleśni dopiero był epicki. A w zasadzie to do samego Żywca - zjazd kończy się na moście na Koszarawie w Jeleśni. CUDO. Dobry asfalt, mały ruch, mrau.

Na stacji przy DW 948 spotkałem Estończyków, którzy podróżują motorem w Alpy. Ech, zazdroszczę im.

Cały dzień upał niesamowity, przynajmniej 30 stopni. Piłem jak najęty.

Emilia, czyli nowa kategoria

Piątek, 9 lipca 2010 · Komentarze(0)
Po nieprzespanej nocy szybko przejechałem do Wołowa, wrzuciłem rower na początek pociągu (miał być wagon dla niepełnosprawnych, co ułatwiłoby mi życie, ale nie było...) i kimałem przy kiblu, co chwilę kogoś przepuszczając. W Katowicach pociąg pojawił się 10 minut przed czasem (!!!), w związku z czym zdążyłem kupić bilet na wcześniejszy pociąg do Zwardonia, gdzie wylądowałem około 16:40. Przepakowałem się i przejechałem przez fragment S69 (nie wiem gdzie straciła się DK69...). Nie byłem jedyny, co ciekawe. Już w Milówce spotkałem pana sakwiarza, a po drodze zostałem zmuszony do przejechania "chodnikiem" tunelu Emilia - jedynego pozamiejskiego tunelu w Polsce. Jakoś w Czarnogórze tunele były przyjemniejsze.

Trochę pogubiłem się w Węgierskiej Górce, ale w końcu znalazłem drogę na Przełęcz u Poloka (na wykresie: przedostatni podjazd). Podjazd dość ciekawy, pod koniec poważna ścianka, a następnie ładny zjazd aż do samej Jeleśni, gdzie zaopatrzyłem się w piwo i pojechałem na Przełęcz Głuchaczki, na bazę namiotową.

Ponieważ mam logger GPS (nie wiem w jakim stopniu jest on wiarygodny), "otwieram" nową kategorię: podjazdy. Będę ją zaznaczał za każdym razem, gdy na trasie pojawi się jakiś szczyt, przełęcz, albo coś takiego. Do tego w tagach będę wpisywał nazwy tych przełęczy/szczytów

Dzień 37.: Bratislava (SK) - Jaworzno (PL)

Piątek, 7 sierpnia 2009 · Komentarze(3)
Trasa: Bratislava - (pociągiem) Žilina - (pociągiem) Serafinov - Zwardoń (PL) - (pociągiem) Oświęcim

(15:00, pociąg Žilina - Serafinov)
Dzień ciężkiego wkurwu.
Rano dwa razy gubimy się w Bratysławie, ale docieramy na stację. Kupujemy bilety do Žiliny i jedziemy spokojnie. Zabawa z kolejami słowackimi zaczyna się Žiline. Najpierw kupuję bilety do Zwardonia, ale mamy mieć przesiadkę. Obserwuję pociąg i dochodzę do tego, że jedzie on przez Bohumin (CZ), lecę zatem do kasy wymienić bilet. Panią informuję, że muszę jechać z rowerami, ona na to, że mam zapytać kierownika pociągu. Kierpoć mówi, że OK, więc lecę do kasy. Pani w kasie informuje mnie, że nie mogę kupić tego biletu (mimo, że 10 minut temu miałem identyczny w ręce!)... Rzucając kurwami wracam do Damiana, gadam z kierpociem. Już mamy jechać rowerami, gdy Damian wyczaja pociąg do Skalite Serafinova. Jedziemy bez problemów jak na razie.



(19:49, pociąg Zwardoń - Oświęcim; w Czechowicach-Dziedzicach)
Damian właśnie wysiadł, ja jeszcze jadę...



Na rogatkach Jaworzna (w Jeleniu) stanąłem dokładnie o 21:10, zmęczony ale szczęśliwy. Wyprawę symbolicznie kończyłem w tym samym miejscu, w którym ją zaczynałem.

Statystyki powyprawowe:
11 krajów
39 dni poza domem
3392,64km - łączna trasa rowerami
171h 57min - łączy czas spędzony na rowerze
Wybrzeże jednego kraju w całości (BiH)
0 m npm - najniżej
2037 m npm - najwyżej
884m - najdłuższy nieoświetlony tunel
1637m - najdłuższy oświetlony tunel
148,12km - najdłuższy dzień
14,5km - najkrótszy dzień
71,5km/h - najwyższa prędkość
4,1km/h - najniższa prędkość
19% - najbardziej nachylony podjazd
35km - najdłuższy podjazd
35km - najdłuższy zjazd
18km w terenie
1046 zrobionych zdjęć
6 - tyle narodowości mi przypisano (Niemiec, Węgier, Francuz, Norweg, Rosjanin, Polak)
2 - tyle razy zatrzymała nas policja
160 000 kcal - około tyle zjedliśmy
2 - złamane szprychy
3 - złapane gumy
9 - kupionych map (z czego 2 prawie nie użyte)
11 - map przywiezionych (dwie dostałem w prezencie)
18 - spotkanych sakwiarzy

Zdjęcie dnia (nieostre i w ogóle masakra, ale jednak najlepsze tego dnia):

Dzień 36.: Maribor (SLO) - Graz (A) - Bratislava (SK)

Czwartek, 6 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Maribor (SLO) - Graz (A) - (pociągiem) Wiedeń - (pociągiem) Bratislava (SK)

Dzisiaj jechaliśmy po trzech krajach!



Wyjechaliśmy z Mariboru około 10:30. Sprawdziliśmy po drodze pociąg do Wiednia. Usłyszeliśmy prawie 50 euro i pojechaliśmy w stronę Leibnitz, po drodze zalicząc chyba graniczny szczyt (wszyscy normalni mają granice na przełęczach) z podjazdem 19%!





W Austrii za to na dobry początek 3km zjazdu. Skręcamy na Leibnitz. Robimy małe zakupy w Billi (przed supermarketem bez oporów zostawiamy rowery nieprzypięte) i potem gubimy się w mieście. Pomagają nam przesympatyczne pani w banku. Dostałem od nich plan Leibnitz oraz Grazu.



Maribor i Austria to rowerowe raje. Jeżeli na drodze jest ruch to obok drogi jest droga dla rowerów (asfaltowa!). Jeżeli ruchu nie ma to droga dla rowerów jest niepotrzebna, zatem jej nie ma :-)

Docieramy do Grazu około 17:30, kupujemy bilety na pociąg do Wiednia (tańsze od tych w Mariborze raptem o 9 euro...).

W Wiedniu kombinujemy jak dostać się dalej. Wkońcu jedziemy do Bratysławy pociągiem podmiejskim (za darmo, bo kierownika pociągu nie było). W Bratysławie lądujemy na dworcu Petržalka, mijają dwie godziny zanim znajdujemy nocleg. Za 4-łóżkowy pokój płacimy chorą cenę 45 euro, około 2:00 kładziemy się spać.

Dzień 35.: Zagrzeb (HR) - Maribor (SLO)

Środa, 5 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Zagrzeb (HR) - Maribor (SLO)

Około 6:30 przyjechaliśmy do Zagrzebia. Wywiedziawszy się o pociąg do Đurmanca postanawiamy jechać jednak rowerami (35 kun za bilet plus 30 kun za bilet na rower). Dworzec jest kompletnie nieprzystosowany do rowerów czy wózków inwalidzkich. Jakiś kompletnie obcy człowiek pomaga mi wnieść rower po schodach.
Chwilę spędzamy pod Kraljem Tomislavem jedząc śniadanie, po czym jedziemy się trochę polansować po pustym jeszcze Zagrzebiu.
Wyjeżdżamy z miasta, trochę się gubimy, ale szybko wracamy na dobrą drogę. Dzisiaj chyba jakieś święto Chorwatów (notatka z listopada: właśnie sprawdziłem. 5 sierpnia to Dzień Zwycięstwa, święto narodowe), bo sklepy otwarte jak w niedzielę albo i krócej.
Pod sklepem w jakiejś wsi pan sprzedawca mówi panu klientowi, że jesteśmy z Francji. Kolejna potwarz po Węgrach i Rosjanach. Szybko prostuję sprawę wyjaśniając, że Polacy i jedziemy dalej.
W drodze do Krapiny łapie nas deszcz. Przeczekujemy go pod mostem. Próbuję łapać stopa, ale nic z tego nie wychodzi. Będąc w Krapinie wydajemy ostatnie kuny i jedziemy do granicy po bardzo przyjemnej drodze wzdłuż autostrady. Granicę przekraczamy z prędkością około 5km/h.
10km od granicy zatrzymuje nas słoweńska policja. Myślałem przez chwilę, że tak sobie towarzysko, a ci mi tłumaczą, że tu jest autobana i żebyśmy jechali drogą obok. No to zmieniamy drogę i jedziemy na Ptuj, przez który szybko śmigamy, bo miasto jest bardzo małe.
W Mariborze najpierw robimy zakupy, potem szukamy noclegu. Paweł i Konrad (mój kuzyn) znaleźli nam namiary na dwa schroniska młodzieżowe, które nie dość, że okazują się hostelami to do tego są drogie (20 euro za noc) i nie ma w nich miejsca, ponoć w Mariborze jest jakiś mecz.
Przy Hotelu Orel spotykamy Damiana, Australijczyka, który jeździ na rowerze po Europie. Widać, że gość ma kasę - niewielki bagaż, pewnikiem nie miał namiotu, a do tego bez mrugnięcia okiem zarezerował przy mnie hotel za 130 euro...
Wykonuję kilka telefonów celem znalezienia noclegu, w końcu udaje się to na polu namiotowym. Wypasiony kemping kosztuje 9,5 euro od głowy.

Dzień 34.: Makarska - Split/Zagrzeb

Wtorek, 4 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Makarska - Split - (pociągiem) Zagrzeb

(13:42, Split)
"Budzę się" makabrycznie niewyspany. Nie wiem, czy spałem godzinę w sumie. Przeszkadzały mi brud, hałas, mrówki i upał.



Wstaliśmy o 5:15, zebraliśmy się do 6:45 i przy zakładaniu sakw zobaczyłem dwa flaki. Schwalbe Marathon Supreme nie wytrzymały spotkania z czymś, co przypominało kolec róży. Wymieniłem i wio. Po 4,9km Damian mnie informuje, że mam mało powietrza z tyłu. Szybkie oględzimy odkrywają kolejny kolec, tym razem przepuszczony przez wkładkę antyprzebiciową (poprzednie poszły bokiem opony). Na ciężkim wkurwie tracimy kolejne pół godziny.
W Mimice robimy przerwę na kalorie. Już i tak nie zdążymy na pociąg ze Splitu o 10:54, więc nie ma co się palić. Mañana.
Split wita nas około 5-kilometrowym podjazdem pod wiatr. Chwilę błądzimy po mieście i w końcu trafiamy na stację kolejową. Próbujemy kupić bilet na Pendolino do Zagrzebia, ale nic z tego - pociąg nie bierze rowerów. Połączenie z wagonem rowerowym mamy dopiero o 22:10, 430km pociąg pokonuje w około 8 godzin. Bilet kosztuje 172 kuny, ponoć z rowerem ma nie być problemów. Zobaczymy.

(22:34, pociąg Split - Zagrzeb)
Żegnaj przymorze. Pisząc te słowa siedzę w wagonie, przyjemnie wieją na mnie spaliny z dieslowskiej lokomotywy... Problemów z rowerami faktycznie nie było. Pani kierownik pociągu (mówiąca dobrze po angielsku!) wzięła ode mnie po 30 kun za rower i powiedziała, że da kwitek przy kontroli.
Jutro rano mam ponoć być w Zagrzebiu.
Dzisiaj jeszcze trochę polansowaliśmy się po Splicie, ale niedużo.
Damian powiedział, że strasznie jeżdżę po mieście. Nie wiem co to znaczy. Pewnie chodziło o jazdę pod prąd i takie tam. Życie.

Zdjęcie dnia:

Dzień 33.: Dubrovnik - Makarska

Poniedziałek, 3 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Dubrovnik - Neum (BiH) - Makarska (HR) wzdłuż Jadranskiej Magistrali (trasę poprawię jak odzyskam swój atlas Chorwacji)

Kolejny dzień upału. Wyjeżdżamy przed 9:00 rano w stronę Splitu.
Cała Magistrala Jadranska to zestaw zjazdów i podjazdów, które statystycznie prowadzą mniej-więcej na poziom morza. Te podjazdy i zjazdy są więc statystycznie płaskie. I bardzo, bardzo kretyńskie, bo zjechanie do jakiejś miejscowości wymaga ostrego zjazdu, a potem równie ostrego podjazdu.

Od samego rana spotykamy dużo samochodów na polskich numerach (i jeszcze więcej innych samochodów)


Oraz wybitnie dużo sakwiarzy: przez cały dzień około 12.

Po drodze mamy przełęcz o wyskości 152m npm. Można się śmiać, ale to było 150 metrów (w pionie!) podjazdu!
Na jednym ze zjazdów osiągam prędkość jak na razie najwyższą na wyprawie: 71,5km/h. Młynek był to okrutny nawet na "najcięższym" przełożeniu 44-11.

Około 15:30 licznik wskazuje 100km, już wtedy wiemy, że dzień będzie długi. Około 18:00 zatrzymujemy się na obiad. Jemy pizzę i dzwonię do mBanku, zapytać co się dzieje z moją kartą, gdyż dwa bankomaty nie chciały dać mi pieniędzy. Jak się później okazało bankomaty po prostu były puste...

Ruszamy do Makarskiej, gdzie robimy zakupy i szukamy miejscówki. Tę znajdujemy w krzaczorach, niedaleko drogi.

Aaa... Przypomniało mi się z opóźnieniem (tę część notatki robię w listopadzie). Przejechaliśmy wtedy przez wybrzeżenie Bośni i Hercegowiny. Trwało to 45 minut, zatrzymaliśmy się 3-krotnie. Dwa razy na zdjęcia, raz na światłach.












Zdjęcie dnia:

Dzień 32.: Lastva (MNE) - Dubrovnik (HR)

Niedziela, 2 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Lastva - Kotor - Risan - Bijela - Herceg Novi - Igalo - granica MNE/HR - Pločice - Dubrovnik

Co za upał...
Gdy rano zaczęliśmy jazdę było jeszcze znośnie. Gdy się zatrzymaliśmy - już nie. Postanowiliśmy więc jechać.
Przejechaliśmy przez tunel Vrmac - 1637m.


Skracamy sobie zatem drogę do Zatoki Kotorskiej i samego Kotoru.Kotor - ładny.


Gdyby tylko nie było tego tłumu turystów.
Kupiłem kartki i część wypisałem pod sklepem. Pojechaliśmy do Hercegu Novego, tam zjedliśmy pizzę i udaliśmy się do przejścia granicznego.
W drodze zaczepia mnie Słoweniec, który jedzie z kolegą dookoła byłej Jugosławii.

Przez granicę przejeżdżamy bez problemów, tylko ta przełęcz i kolejka...


W Chorwacji już będąc wyciągamy pieniądze ze ściany i jedziemy dalej. Szybko dostajemy się do Dubrovnika, pytam o kwatery, robimy zdjęcia i dalej pytamy o kwatery. Znajdujemy norowaty nocleg po 15 euro za głowę.




Zdjęcie dnia:

Dzień 31.: Podgorica - Lastva

Sobota, 1 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Podgorica - Virpazar - Tunel Sozina (nieskutecznie) - Sotonići - Bukovik - Petrovac na Moru - Burva - Lastva

Pobudka o 6:00, wstaliśmy o 6:20, wyjazd około 8:15 w stronę Baru. Około 8:30 przejeżdżamy koło stacji benzynowej przy której stoi termometr (na wyświetlaczu z cenami). Pokazuje on radosne 29 stopni.
Szybko kręcimy do Virpazar, gdzie robimy przerwę na kalorie i ruszamy dalej w stronę tunelu Sozina, najdłuższego tunelu na naszej trasie (4196m). Odbijamy się niestety od bramek. Tłumaczenie, że musimy do Baru, że nie było znaków (zakaz jazdy rowerem po lewej stronie był, więc jakby go nie było) nic nie daje.



Zjeżdżamy zatem na dół i jedziemy makabryczny podjazd w 40-stopniowym upale. 10km jadę 1h 15 minut.
Potem epicki zjazd, 700m deniwelacji (zjeżdżamy z 700-metrowej przełęczy na poziom morza)! Wjeżdżamy do paskudnego kurortu pełnego letników - Petrovac na Moru.



Szybko jemy pizzę i ruszmay w stronę Budvy. Pan w sklepie zapewnia, że do Kotoru płasko, zatem napaleni na pokonanie 50km (już wtedy 60km w nogach) robimy podjazd do drogi głównej. Niestety, pan się mylił.
Spotykamy po drodze Włocha, który jechał na prom Bar-Bari. Pan mówi w kilku językach, ale po angielsku nie, więc szybko się rozstajemy.
W Budvie robimy przerwę na kolejne kalorie. Późno (chcemy uniknąć sytuacji z wczoraj) jest, więc szukamy powoli miejscówki. Kolejne "sobe" (pokoje do wynajęcia) mówią albo, że nie na jedną noc, albo 25€... Wyjeżdżamy zatem za Budvę, gdzie znajdujemy pensjonat za 7€. Na pusto jedziemy na zakupy i idziemy spać.

Zdjęcie dnia.:

Dzień 30.: Plužine - Podgorica

Piątek, 31 lipca 2009 · Komentarze(1)
Trasa: Plužine - Pivski monastir - Jasenowo Polje - Nikšić - Stubica - Cerovo - Podgorica

Początek dnia był makabryczny.


Przez około pół godziny męczyłem podjazd długości 5km. Potem zjazd i wizyta w monastyrze Pivskim. Chwilę pogadałem z tamtejszym mnichem, zrobiłem zdjęcia:




Pierwszy sklep łapiemy po 40km! Miły sprzedawca jak nie rozumie co chcemy to wpuszcza nas za ladę, wybrał nam dobre pomidory, dał deskę do krojenia chleba, chciał dać sól... No, generalnie fajny klimat. Żałowałem, że nie mówię po serbsku, chętnie bym z nim pogadał. Gdy już mieliśmy się zbierać pan zapytał, czy pochodzimy z Węgier... Ręce mnie opadli i wytłumaczyłem, że Polacy!

Do tego punktu było 40km ze średnią 13km/h.
W Nikšiću wysyłam kupione w Serbii książki i filmy do domu, potem kupujemy lody i kawę. Gdy je spożywamy zaczepiają nas rowerzyści (lokalni). Chwilę gadamy, informują nas, że do Podgoricy tylko w dół. A tu nie. Wyjeżdżamy z miasta drogą przeklinając okrutnie podjazd. Ale potem... Czarnogóra w pełnej krasie.




Do Podgoricy jedziemy z dwoma przystankami. Jeden na jedzenie i picie, wtedy zaczepia mnie mniejscowa sprzedawczyni i próbujemy chwilę rozmawiać, a potem mycie się i pranie przy głównej drodze do stolicy. Do miasta wjeżdżamy około 19:00, robimy zakupy w wielkim supermarkecie i wyjeżdżamy z miasta szukając miejsca na nocleg. Próbuję rozmawiać z właścicielami, ale nic z tego. Lądujemy w międzu między drogą do Baru a lotniskiem. Hałas niemożebny.

Zdjęcie dnia: