DK79. Brrr... Ale to chyba najlepsza droga do domu. Najpierw pojechałem do seriwsu na Kapelankę. Zapchany. Nie popatrzą mi do lampki. :-/ No nic, wracam. Cały czas oczywiście z sakwami, wypchanymi ubraniami. Przejazd przez Most Dębnicki... Powinni tego zabronić. Potem Aleje... Makabra. O mało co a wpadłbym pod autokar :-/ No nic. Zjechałem na Królewską, potem Podchorążych. Tam mistrzowstwo świata - zielone światło, stoimy; czerwone światło stoimy. I tak 3-5 minut. Potem czerwone a ja jadę za samochodami. WTF? W Rudawie chciałbym pozdrowić pana kierowcę z białego Stara firmy Blachprofil 2, który najpierw wymusił na mnie pierwszeństwo, popukałem się więc w kask, bo facet wyjechał bezpośrednio przede mnie. Gość wesoło zjechał na przystanek, wychyla się i jedzie: "co, ty k***a ciulu...?!!!". Icośtamdalej. Olałem, pojechałem. 112 było, mam nadzieję, że informacja o pijanym kierowcy nieco utrudniła panu życie.
W sumie fajnie, ale trochę wiało i trochę mnie zlało.
Jakieś zboczenie. Zawsze tylko dookoła i dookoła. Dookoła Ukrainy, dookoła plant, dookoła Rynku. Dzisiaj pojechaliśmy dookoła portu lotniczego w Balicach. Standardowo wręcz, spotkanie o 21:30 przy skarbonce na Rynku. Miał przyjechać Janek i Andrzej. I nie przyjechali. Za to zygi miało nie być i dotrzymał słowa. Pojawił się Miki na góralu (na przodzie slick 1'', z tyłu na okolo też slick, 1,25'') i gość, którego nicku nie pamiętam... :-/ Na trekkingowym Kelly's-ie. Przyjemne tempo, najwyższa zanotowana prędkość - 50km/h. Ale zimno w diabły. O ile po mieście się całkiem fajnie jeździło, to jak wyjechaliśmy już na Księcia Józefa tak pi*działo po łapach, że głowa mała. Ręce musiałem chować za torbą na kierownicy ;-)
21:30, spotkanie przy skarbonce na Rynku. Przyjeżdża czterech: Piotrek (singiel na ramie Authora; 42-16), Jasiek (jakiś Kelly's, MTB), Andrzej (Unibike Evolution, MTB) i ja. Jedziemy po zygę - umówiliśmy się z nim ad hoc przy moście Kotlarskim. Spokojnie (30km/h) jedziemy po ścieżce rowerowej, przyjemnie się gada. Piździ po rękach. 22:00 spotkanie z zygą. Jazda. Jeździliśmy z nim jakieś 45 minut po Krakowie. Ruchu praktycznie nie ma. Zwiedziliśmy rondo Grzegórzeckie (w remoncie. Jeździliśmy po nowej drodze, której jeszcze nie ma), rondo Mogilskie i rondo przy dworcu PKS. W tunelu pod torami kolejowym łamiemy prawo. Ograniczenie do 40km/h, zyga wyciągnął (na cienkiej, BTW, to najbrzydsza cienka jaka jeździ po Krakowie) bez SPD a w koszykach 55km/h. Ja tylko 45. Potem na Salwator, Podgórze, podjazd do parku bednarskiego (tylko Andrzej wytrzymał, skubany!) i tam się rozstajemy. zyga do siebie, my do siebie.
Studencki Kraków, czyli studenckie rowerowanie, czyli jak się łapie zapalenie płuc.
Mała krakowska wycieczka, od Starego Miasta prawie do Nowej Huty. Najpierw przez al. Mickiewicza i Krasińskiego, później 8km bulwarami, trochę błądzenia po Dąbiu, przejazd do M1, gdzie wczoraj miałem zacząć Nocny Patrol, ale była zła pogoda, dalej do Ronda Mogielskiego i powrót do Centrum. Uwagi. Kraków "obsysa". Są ścieżki rowerowe, ale co z tego, jak ludzie po nich łażą? :-/ Jeżdzenie w korkach też do przyjemnych nie należy.
Pozdrowienia dla pana z białego DAF-a, cysterny, który postanowił wymusić pierwszeństwo przejazdu. Przecież rower to nic takiego, nie? Ale proszę powiedzieć, fajnie się jechało przez Rondo Dywizionu 308 z prędkością 15km/h? Średnia poszła w dół przez tego gościa.
Ha! Zrobiłem kilka zdjęć. Może się nauczę i będę robił komórką? Zgram później.
Z Jaworzna do Krakowa czyli "o Boże! Prowadzę bloga!" Kochany Dzienniczku. Na początku pragnę zaznaczyć, że żeby w pełni wczuć się w autora czytaniu tego wpisu towarzyszyć musi dźwięk rozrywanych kawałków pomarańczy a Wasze ręce muszą być całe w soku z tejże. Klawiatura też. 16:34 - wyjazd z domu w Jaworznie. Na plecak plecak, na bagażniku dwie sakwy wypchane Odyn raczy wiedzieć czym. Od ciasta do laptopa. Opracowałem technikę przewozu laptopa w sakwach. Po wewnętrznej stronie dwie pary dżinsów, na spodzie dwie koszulki, na zewnątrz koszulki i bluza. I gra. Po drodze przystanek w sklepie po Powerade-a (mieli tylko jagodowego, fuj) i Snikersy. Woo hoo! Jadę. DK 79 przywitała mnie czerwonym światłem (które pozwoliło mi się w ogóle na nią dostać) i średnim ruchem. Do Trzebini wiatr w pysk, potem w pysk ale z boku. Ale za to ciepło. Termometry pokazywały ponad 18 stopni.
Po 2 godzinach 20 minutach zaczyna mnie łapać skurcz... :-/ Jestem na przedmieściach Krakowa. Tutaj pozdrowienia (Światowy Znak Pokoju, znaczy się) w stronę pana jadącego pomarańczowym MANem na niemieckich numerach z wieeeelką naczepą. Ja rozumiem, że jak się jest wielkim blachosmrodem to ma się gdzieś skromnego rowerzystę, ale dlaczego wyprzedzał pan na skrzyżowaniu, przed i po podwójnej ciągłej i do tego przekracając prędkość oraz przejeżdzając przez skrzyżowanie na żółtym świetle? Jeszcze raz pozdrawiam. Przystanek. Rozciągnięcie lewicy mej, zmiana Powerade-a w koszyku, Snikersik i jedziemy. Radzikowskiego, Rondo Ofiar Katynia, Conrada, Opolska, al. 29. Listopada, Warszwska, Plac Matejki, Basztowa, coś-obok-Hotelu-Wyspiańskiego, Blich, Grzegórzecka, Zyblikiewicza (przystanek u Alicji), i dalej do mieszkania przez zakazaną ponoć strefę B. Ale co tam.
Zdjęć nie będzie, bo nic tu atrakcyjnego (no, poza pustą miejscami DK 79 :-) ). Mam rower w Krakowie, mogę jeździć, albo naprawić tylne światło ;-)
Jeżdżę, jeżdżę, bo autobusów nie lubię, a samochody śmierdzom (sic).
Studiuję filologię, nie lubię literaturoznawstwa, a z Uniwersytetu Śląskiego czym prędzej chcę uciec na Słowację.