Trasa: Byczyna - Bory - Sobieski - Azotka - Podłęże - EJ3 - Osiedle Stałe - Niedzieliska - Gigant - Pechnik - MK Bike - Centrum - Szpital - Wilkoszyn - Jeziorki - Byczyna.
Szybki wypad na EJ3. Tym razem zrobiono mi badanie. W drodze powrotnej odebrałem parasol od Piotrka, sprawdziłem w jakich godzinach pracuje Biuroland (8:00 - 17:00, więc jutro przed zajęciami kupię sobie zeszyty) i podotykałem moje kolejne buty SPD w MK Bike-u.
Podwiatrowy wyjazd na EJ3 celem zrobienia badania. Niestety, pielęgniarka ustalająca termin badania nie podała typu tegoż badania i po prostu pojeździłem prawie 30km po mieście.
Szybki wyjazd do Krakowa celem odebrania od Magdy ksiązek. Na wjeździe do Krakowa Piotrek, z którym jechałem, stwierdza, że schodzi mu powietrze, więc zostaje na Błoniach (a dziury nie znalazł), ja jadę na Stare Miasto, chwilę gadam z Magdą, potem jadę przez kontrapas na Smoleńsku. Wracamy spokojną drogą przez Aleksandrowice i Brzoskiwnię.
Trasa: Byczyna - Bory - Leopold - Osiedle Stale - Dąbrowa Narodowa (Betlejem) - Osiedle Stałe - Gigant - Pechnik - Centrum - Szpital - Wilkoszyn - Jeziorki - Byczyna Byczyna - Jeziorki - Wilkoszyn - Ciężkowice - Szczakowa - Ciężkowice - Wilkoszyn - Jeziorki - Byczyna.
Najpierw reperkusje bałkańskie, czyli do Padre pogadać o wyprawie i oddać przewodniki, a potem zamocowałem lampkę (ale napie... Świeci!) i pojechałem po prostownik (do roweru...) do wujka.
Pobudka o 8:00. Przeczytałem SMSa od Piotrka, podsumowałem w myślach: "a to miętka faja" po czym położyłem się dalej spać. ;-) Wstałem o 8:30, śniadanie i w trasę o 9:15. W Oświęcimiu aż roiło się od policji. Ciekawe co to było... W Skidzinie zrobiłem 20-minutowy postój i dalej. Dotałem do Kęt, przejechałem przez Czaniec i jakieś resztki Andrychowa, wskoczyłem na szosę na Łękawicę. Przystanek w Sułkowicach, kolejne 20 minut tracę na jedzeniu i piciu ;-) Podjazd nie aż taki straszny. Nachylony bardzo, momentami BARDZO (myślę, że były dwa stumetrowe odcinki po 15%!), z przełęczy widoków brak, więc szybki zjazd (62km/h, zakręty :-(). Wielka Puszcza to jest jedno z tych miejsc na Ziemi, gdzie mógłbym mieszkać. Serio. Cisza, spokój, góry, po środku tego wszystkiego szumi potok... Raj na Ziemi. Szybki powrót. Do domu wszedłem o 15:20, więc raptem 6h 5' od wyjścia. Aaa... Cały dzień wmordęwindu. :-< No i... W zasadzie to zaliczyłem wszystkie podjazdy szosowe Beskidu Małego. Ktoś ma jakieś pytania o któryś? ;-)
Miał być szybki wyjazd po kawę do wujka, wyszła dość długa rozmowa i patrzenie do roweru. Wujek chce twardsze przełożenie niż 48-14. Sprowadziłem na glebę, że musi zmienić piastę. Lampka w budowie.
Au. Uda mnie bolą. "Do adremu". Wstałem o 6:00 żeby wyjechać o 7:00 w kierunku Pszczyny, gdzie dotarłem o 8:40 spotkawszy po drodze rowerzystę, z którym zamieniłem kilka słów. W Pszczynie zrobiłem sobie przerwę i pojechałem dalej do Pawłowic. 20km wmordęwindu. "Wiślanka" (DK81) raczej spokojna, do tego pobocze. W Ustroniu spotkam się z J., gadamy prawie dwie godziny, po czym ona ucieka się pakować a ja na Salmopol. Podjazd robię około 40 minut ale na raz. Na siodle zimno jak diabli, ubieram się zatem i z pustym bidonem, ciężko głodny zjeżdżam do Buczkowic, gdzie pod sklepem spędzam kolejne 40 minut. Drogę do domu znam na pamięć, jeszcze trochę i poznam wszystkie dziury.
Szybki skok do Katowic celem odebrania zdjęć z wyprawy, w drodze powrotnej rajd po sklepach za żarówką HS3 (nigdzie nie ma...) i dętką do Kaliny. Dętka kupiona, elektryka w rowerze leży nadal.
Jeżdżę, jeżdżę, bo autobusów nie lubię, a samochody śmierdzom (sic).
Studiuję filologię, nie lubię literaturoznawstwa, a z Uniwersytetu Śląskiego czym prędzej chcę uciec na Słowację.