Narrreszcie się udało dojechać do Olkusza. Spotkaliśmy się o 21:00 na Cezarówce Górnej i spokojnie popedałowaliśmy w stronę Balina, dalej do Czyżówki. W Bolesławie szybkie foto kościoła i dalej, do Olkusza. Ponieważ Krzyśkowi skończyła się woda, podjechaliśmy na Orlen. Ja nabyłem napój izotoniczny (ten, który reklamuje się na krakowskim Hotelu Forum wielkim napisem "Ożyj i zwyciężaj!") oraz hotdoga, Krzysiek: wodę i hotdoga. Podjechaliśmy na rynek w Olkuszu, zdjęcia i szybko dalej przez Żuradę i Lgotę. Bardzo zacna droga pod względem podjazdowym. Zdjęcia pewnie za chwilę złożę i wrzucę na serwer.
Niespodziewany nocny patrol z Krzyśkiem. Miało być dłużej, ale obaj byliśmy jacyś padnięci, więc skończyło się na spokojnym wyjeździe do Młoszowej. GPS znów urwał track. Fuck! :-/
Do kolekcji rynków brakowało mi tego, który powinien powstać jako pierwszy: rynku w Jaworznie. Powstał więc, co prawda nie w wersji 360-stopniowej, ale i to rozkminię. A Krzysiek pracuje. Rynek w Jaworznie
Kolejne punkty do testu na cyklozę, tym razem za jazdę nocą po lesie ;-) Śmignęliśmy z Krzyśkiem drogą leśną przez groble do Libiąża, tam polansowaliśmy się w centrum miasta i spokojną drogą pojechaliśmy do Chrzanowa, gdzie powstały te dwa zdjęcia: pierwsze drugie
Na jazdę z Szamanem (zwanym Bakerem) umawiałem się już hoho, albo jeszcze dłużej. Wczoraj w końcu się dogadaliśmy. Mieliśmy nocnie wskoczyć na jakąś przełęcz w Beskidzie Małym, ale nie wyszło - najpierw mnie złapał deszcz 3km od domu, a potem zaczęło na nas dość srogo padać za Oświęcimiem. Pogadaliśmy godzinę pod jakimś sklepem i pojechaliśmy w stronę Kęt. Ja kawałek szosą cudów, odbiłem na Zasole, Baker dalej - do Porąbki. Spokojny powrót do domu, już bez deszczu.
Postanowiłem zapolować aparatem na rynki miejsce nocą. No i się udało upolować rynek oświęcimski i chrzanowski, całkiem ładne. Jedynie po odbiciu z Oświęcimia na Libiąż zaczęła się straszna piździawa, musiałem zrobić przerwę na jedzenie i takie tam. ;-) Jak na noc - ciepło było. 17 stopni.
Szybki wypad na nocny patrol z Krzyśkiem. GPS oczywiście pologował jakieś głupoty :/ A my się, oczywiście, deczko pogubiliśmy i pozwiedzaliśmy nowobudowaną S-79 w Jaworznie. Do asfaltu jeszcze daleko.
Zrobiłem drugie podejście do przejechania czerwonego szlaku rowerowego w Jaworznie, tym razem w drugą stronę. Niestety, spełzło na niczym, gdyż szlak zgubił się na Sosinie. Atrakcje: -10-15 metrów błota do kostek -50-metrowej długości rozlewisko wodne głębokie po kolana (tak, brodziłem w nim) -strumień do przekroczenia wzdłuż. Dno z dość dużych kamieni -niemożliwość objechania szlabanu w Koźminie (trzeba rower przeprowadzić)
Generalnie... Potwierdza się to, co pisałem: żal i bieda.
Dla równowagi wieczorne pedałowanie z Krzyśkiem. GPS nie pochytał wszystkiego, dlatego track taki pocięty
W Jaworznie "wyznaczono" szlaki rowerowe. Dlaczego "wyznaczono"? Ponieważ może i je wyznaczono i gdzieś zaznaczono, ale na pewno nie w terenie. Kosztem prawie 700 000 zł (siedmiuset tysięcy) zrobiono to, co mój pies robi każdego dnia: oznaczono drzewa. Szlaki którymi jechałem (pierwotnie chciałem przejechać szlak czerwony) oznaczono fatalnie, bardzo łatwo gubi je osoba ze szlakami doświadczona (czyt.: ja), a nie wyobrażam sobie co się dzieje z laikami. Uważam, że wywalono w błoto 150 000 zł z kasy urzędu miasta i ponad pół miliona złotych ze środków UE. Po przejechaniu wszystkich szlaków napiszę skargę do Najwyższej Izby Kontroli, a w międzyczasie zamierzam na ten temat porozmawiać z prezydentem miasta. To już w czwartek.
Trasa:
Wieczorem zagadał do mnie Krzysiek, że Festiwal Energii i że jedziemy. No to jedziemy. Wyjechaliśmy o 23:00 a wróciłem do domu przed 2:00... Bardzo przyjemnie się jechało w sumie.
Zapomniany nocny patrol. Zaczął się od tego, że zauważyłem uszkodzoną linkę przerzutki, co było uwerturą do walnięcia przerzutki i generalnie problemów.
Jeżdżę, jeżdżę, bo autobusów nie lubię, a samochody śmierdzom (sic).
Studiuję filologię, nie lubię literaturoznawstwa, a z Uniwersytetu Śląskiego czym prędzej chcę uciec na Słowację.