Dzień 34.: Makarska - Split/Zagrzeb
Wtorek, 4 sierpnia 2009
· Komentarze(0)
Kategoria Bałkany 2009, Ponad 50km, trekking
Trasa: Makarska - Split - (pociągiem) Zagrzeb
(13:42, Split)
"Budzę się" makabrycznie niewyspany. Nie wiem, czy spałem godzinę w sumie. Przeszkadzały mi brud, hałas, mrówki i upał.

Wstaliśmy o 5:15, zebraliśmy się do 6:45 i przy zakładaniu sakw zobaczyłem dwa flaki. Schwalbe Marathon Supreme nie wytrzymały spotkania z czymś, co przypominało kolec róży. Wymieniłem i wio. Po 4,9km Damian mnie informuje, że mam mało powietrza z tyłu. Szybkie oględzimy odkrywają kolejny kolec, tym razem przepuszczony przez wkładkę antyprzebiciową (poprzednie poszły bokiem opony). Na ciężkim wkurwie tracimy kolejne pół godziny.
W Mimice robimy przerwę na kalorie. Już i tak nie zdążymy na pociąg ze Splitu o 10:54, więc nie ma co się palić. Mañana.
Split wita nas około 5-kilometrowym podjazdem pod wiatr. Chwilę błądzimy po mieście i w końcu trafiamy na stację kolejową. Próbujemy kupić bilet na Pendolino do Zagrzebia, ale nic z tego - pociąg nie bierze rowerów. Połączenie z wagonem rowerowym mamy dopiero o 22:10, 430km pociąg pokonuje w około 8 godzin. Bilet kosztuje 172 kuny, ponoć z rowerem ma nie być problemów. Zobaczymy.
(22:34, pociąg Split - Zagrzeb)
Żegnaj przymorze. Pisząc te słowa siedzę w wagonie, przyjemnie wieją na mnie spaliny z dieslowskiej lokomotywy... Problemów z rowerami faktycznie nie było. Pani kierownik pociągu (mówiąca dobrze po angielsku!) wzięła ode mnie po 30 kun za rower i powiedziała, że da kwitek przy kontroli.
Jutro rano mam ponoć być w Zagrzebiu.
Dzisiaj jeszcze trochę polansowaliśmy się po Splicie, ale niedużo.
Damian powiedział, że strasznie jeżdżę po mieście. Nie wiem co to znaczy. Pewnie chodziło o jazdę pod prąd i takie tam. Życie.
Zdjęcie dnia:
(13:42, Split)
"Budzę się" makabrycznie niewyspany. Nie wiem, czy spałem godzinę w sumie. Przeszkadzały mi brud, hałas, mrówki i upał.

Wstaliśmy o 5:15, zebraliśmy się do 6:45 i przy zakładaniu sakw zobaczyłem dwa flaki. Schwalbe Marathon Supreme nie wytrzymały spotkania z czymś, co przypominało kolec róży. Wymieniłem i wio. Po 4,9km Damian mnie informuje, że mam mało powietrza z tyłu. Szybkie oględzimy odkrywają kolejny kolec, tym razem przepuszczony przez wkładkę antyprzebiciową (poprzednie poszły bokiem opony). Na ciężkim wkurwie tracimy kolejne pół godziny.
W Mimice robimy przerwę na kalorie. Już i tak nie zdążymy na pociąg ze Splitu o 10:54, więc nie ma co się palić. Mañana.
Split wita nas około 5-kilometrowym podjazdem pod wiatr. Chwilę błądzimy po mieście i w końcu trafiamy na stację kolejową. Próbujemy kupić bilet na Pendolino do Zagrzebia, ale nic z tego - pociąg nie bierze rowerów. Połączenie z wagonem rowerowym mamy dopiero o 22:10, 430km pociąg pokonuje w około 8 godzin. Bilet kosztuje 172 kuny, ponoć z rowerem ma nie być problemów. Zobaczymy.
(22:34, pociąg Split - Zagrzeb)
Żegnaj przymorze. Pisząc te słowa siedzę w wagonie, przyjemnie wieją na mnie spaliny z dieslowskiej lokomotywy... Problemów z rowerami faktycznie nie było. Pani kierownik pociągu (mówiąca dobrze po angielsku!) wzięła ode mnie po 30 kun za rower i powiedziała, że da kwitek przy kontroli.
Jutro rano mam ponoć być w Zagrzebiu.
Dzisiaj jeszcze trochę polansowaliśmy się po Splicie, ale niedużo.
Damian powiedział, że strasznie jeżdżę po mieście. Nie wiem co to znaczy. Pewnie chodziło o jazdę pod prąd i takie tam. Życie.
Zdjęcie dnia:
