Magurka w dół, czy OTB.
Sobota, 28 listopada 2009
· Komentarze(0)
Kategoria Nocny Patrol, Ponad 50km
Trasa: Jaworzno - Mysłowice - Imielin - Bieruń - Oświęcim - Wilczkowice - Skidzin - Bielany - Nowa Wieś - Kęty - Porąbka - Międzybrodzie Bialskie - Czernichów - Bierna - Łodygowice - Wilkowice - Magurka Wilkowicka (909) - Wilkowice - (pociągiem) Katowice - Mysłowice - Sosnowiec - Jaworzno.
Szybki jesienny wypad na Magurkę Wilkowicką.
Umówiłem się z Szamanem o 7:00 w Imielinie. O 7:15 dzwoni Szaman, że miał problemy techniczne i będzie za 10 minut. Przyjechał o 7:30, zamieniliśmy dwa słowa i jazda na Kęty. Po drodze przerwa na kalorie w Skidzinie, szybki wpad na kilka kilometrów na Szosę Cudów (DW 948), kolejny stop w Porąbce. Wjeżdżamy na tamę po nowiutkim, gładkim jak pupa niemowlęcia, asfalcie. Nareszcie! Ta droga od kilku lat domagała się nowej nawierzchni, wreszcie ją dostała.
Trochę męczymy wzdłuż Jezior Międzybrodzkiej i Żywieckiego, żeby skręcić w Biernej na Łodydowice, za którymi się trochę gubimy.
Wjazd do Wilkowic od strony Łodygowic rozkopany, znaki informują o zakazie ruchu, jednak olewamy go i przejeżdżamy przez plac budowy (chyba kanalizację robią). Momentami jest ciężko.
O 11:15 spotykamy się z MadManem, chwilę gadamy i o 11:30 zaczynamy podjazd, żeby o 11:55 stanąć pod schroniskiem. Szaman wnosi szosę na górę...
Jemy żur, pijemy herbatę. W schornisku tłumy. Dawno nie widziałem tam tylu ludzi.
Potem zjazd. Nic specjalnego, ponieważ jest tam od cholery zakrętów... Z jednego z nich wypadam, przelatuję przez kierownicę...
Szybkie oględziny strat: napuchnięty nos (nabiłem sobie guza), boląca prawa noga nad kolanem (jak się okazało: mam otarcie), rozwalona warga (krwawienie ustępuje po jakiś 20 minutach), rozwalona torba nakierownicza (motywacja do kupienia Ortlieba wreszcie).
Po tym jak MadMan zmienił dętkę, a Szaman dopompował koło wracamy na zjazd, tym razem już spokojniej.
Na dole stwierdzam, że coś mnie ręka boli i wolałbym nie ryzykować 75km do domu na rowerze, zatem wracamy pociągiem do Katowic. Do domu dotarłem około przed 17:00. Mimo wszystko udany wyjazd.
Tylko nam potem wiecznie brakowało tych 30 minut zgubionych w Imielinie...
Szybki jesienny wypad na Magurkę Wilkowicką.
Umówiłem się z Szamanem o 7:00 w Imielinie. O 7:15 dzwoni Szaman, że miał problemy techniczne i będzie za 10 minut. Przyjechał o 7:30, zamieniliśmy dwa słowa i jazda na Kęty. Po drodze przerwa na kalorie w Skidzinie, szybki wpad na kilka kilometrów na Szosę Cudów (DW 948), kolejny stop w Porąbce. Wjeżdżamy na tamę po nowiutkim, gładkim jak pupa niemowlęcia, asfalcie. Nareszcie! Ta droga od kilku lat domagała się nowej nawierzchni, wreszcie ją dostała.
Trochę męczymy wzdłuż Jezior Międzybrodzkiej i Żywieckiego, żeby skręcić w Biernej na Łodydowice, za którymi się trochę gubimy.
Wjazd do Wilkowic od strony Łodygowic rozkopany, znaki informują o zakazie ruchu, jednak olewamy go i przejeżdżamy przez plac budowy (chyba kanalizację robią). Momentami jest ciężko.
O 11:15 spotykamy się z MadManem, chwilę gadamy i o 11:30 zaczynamy podjazd, żeby o 11:55 stanąć pod schroniskiem. Szaman wnosi szosę na górę...
Jemy żur, pijemy herbatę. W schornisku tłumy. Dawno nie widziałem tam tylu ludzi.
Potem zjazd. Nic specjalnego, ponieważ jest tam od cholery zakrętów... Z jednego z nich wypadam, przelatuję przez kierownicę...
Szybkie oględziny strat: napuchnięty nos (nabiłem sobie guza), boląca prawa noga nad kolanem (jak się okazało: mam otarcie), rozwalona warga (krwawienie ustępuje po jakiś 20 minutach), rozwalona torba nakierownicza (motywacja do kupienia Ortlieba wreszcie).
Po tym jak MadMan zmienił dętkę, a Szaman dopompował koło wracamy na zjazd, tym razem już spokojniej.
Na dole stwierdzam, że coś mnie ręka boli i wolałbym nie ryzykować 75km do domu na rowerze, zatem wracamy pociągiem do Katowic. Do domu dotarłem około przed 17:00. Mimo wszystko udany wyjazd.
Tylko nam potem wiecznie brakowało tych 30 minut zgubionych w Imielinie...