Dzień 13.: Bicaz Chei - Ghindari
Wtorek, 14 lipca 2009
· Komentarze(1)
Kategoria Bałkany 2009, Ponad 50km, trekking
Trasa: Bicaz Chei - wąwóz Bicaz - Gheorgheni - Praid - Sovata - Ghindari
Męczący dzień okrutnie.
Na początek podjazd przez wąwóz Bicaz.
Droga szeroka na półtora samochodu, po prawej murek wysokości 30cm, za nim rwący potok, po lewej ściana skał wysoka na 100m.
Zaliczyliśmy też pierwszy tunel - 155m.
Po dojechaniu do Gheorgheni siadamy w parki i zaczynamy debatę o dalszej jeździe. Szymon za trasą Transfogaraską pojedzie na Bukareszt i Warnę, Paweł, Damian i ja do Sofii.
Wyjeżdżamy wkońcu w stronę Sovaty. W Borzont stajemy przy sklepie. Już chcemy ruszać, patrzę a tu... Szprycha. Złamana. No nic, wymieniamy. Przy pompowaniu koła urywam wentyl. Kilka bluzgów i do roboty.
Wracamy na podjazd na przełęcz Buczyn. Znaczna część podjazdu jest pod wiatr i jestem już mocno głodny, więc jedzie się kiepsko. Widoków brak, bo podjazd w lesie.
Po szybkim zjeździe (chyba ze 12km bez pedałowania!) wjeżdżamy do Prain, kupujemy śniadanie i jedziemy do Sovety. Rozbijamy się na łące za miastem kupiwszy po drodze warzywa.
Około 23:15 przychodzi do nas ze sześć psów. Ja i Damian pijemy już wieczorne piwo, poza namiotem tylko Paweł, który skutecznie odgania zwierzęta.
Zdjęcie dnia:
Męczący dzień okrutnie.
Na początek podjazd przez wąwóz Bicaz.
Droga szeroka na półtora samochodu, po prawej murek wysokości 30cm, za nim rwący potok, po lewej ściana skał wysoka na 100m.
Zaliczyliśmy też pierwszy tunel - 155m.
Po dojechaniu do Gheorgheni siadamy w parki i zaczynamy debatę o dalszej jeździe. Szymon za trasą Transfogaraską pojedzie na Bukareszt i Warnę, Paweł, Damian i ja do Sofii.
Wyjeżdżamy wkońcu w stronę Sovaty. W Borzont stajemy przy sklepie. Już chcemy ruszać, patrzę a tu... Szprycha. Złamana. No nic, wymieniamy. Przy pompowaniu koła urywam wentyl. Kilka bluzgów i do roboty.
Wracamy na podjazd na przełęcz Buczyn. Znaczna część podjazdu jest pod wiatr i jestem już mocno głodny, więc jedzie się kiepsko. Widoków brak, bo podjazd w lesie.
Po szybkim zjeździe (chyba ze 12km bez pedałowania!) wjeżdżamy do Prain, kupujemy śniadanie i jedziemy do Sovety. Rozbijamy się na łące za miastem kupiwszy po drodze warzywa.
Około 23:15 przychodzi do nas ze sześć psów. Ja i Damian pijemy już wieczorne piwo, poza namiotem tylko Paweł, który skutecznie odgania zwierzęta.
Zdjęcie dnia: