Dzień 19.: Preajba (RO) - Krušovica (BG)
Poniedziałek, 20 lipca 2009
· Komentarze(0)
Kategoria Bałkany 2009, Ponad 50km, trekking
Trasa: Preajba - Malu Mare - Teasc - Sadova - Bechet - Orjachovo - Mizija - Krušovica
Od Dana zbieramy się dość późno. Tniemy w stronę granicy. Po drodze robimy pranie i kupujemy arbuza, którego Paweł tytułuje "ostatnim rumuńskim arbuzem tej wyprawy". Był on o tyle ciekawy, że jedliśmy do na nieczynnym targowisku, a kupiony został po zatrzymaniu ciężarówki.
Po powrocie na drogę zaczepiają nas polscy tirowcy, ale nie zatrzymujemy się nawet (wymieniamy kilka słów w czasie gdy jedna i druga grupa jedzie).
Dojeżdżamy do Bechet, gdzie w jakimś biednie zaopatrzonych sklepach wydajemy ostatnie leie i dostajemy ostatniego rumuńskiego arbuza tej wyprawy od pijanego cygana.
Około 15:30 docieramy na przejście graniczne, gdzie pani informuje nas, że prom jest za godzinę i kosztuje 6 euro za głowę. Paweł się oburza i płacimy 10 euro za trzech.
Prom jest 30 minut spóźniony, a przez Dunaj płyniemy chwilę.
Szybko przechodzimy odprawę i jedziemy dobrą drogą do Miziji.
Miasto jest straszliwie biedne. Mieszkańcy pytani o restaurację albo odsyłają do sklepu spożywczego (dobrze zaopatrzonego), albo do biednej niczym całe miasto knajpy.
Robimy zatem zakupy i jedziemy w stronę Wracy. Rozbijamy się nieco przed Krušovicą.
Zdjęcie dnia:
Od Dana zbieramy się dość późno. Tniemy w stronę granicy. Po drodze robimy pranie i kupujemy arbuza, którego Paweł tytułuje "ostatnim rumuńskim arbuzem tej wyprawy". Był on o tyle ciekawy, że jedliśmy do na nieczynnym targowisku, a kupiony został po zatrzymaniu ciężarówki.
Po powrocie na drogę zaczepiają nas polscy tirowcy, ale nie zatrzymujemy się nawet (wymieniamy kilka słów w czasie gdy jedna i druga grupa jedzie).
Dojeżdżamy do Bechet, gdzie w jakimś biednie zaopatrzonych sklepach wydajemy ostatnie leie i dostajemy ostatniego rumuńskiego arbuza tej wyprawy od pijanego cygana.
Około 15:30 docieramy na przejście graniczne, gdzie pani informuje nas, że prom jest za godzinę i kosztuje 6 euro za głowę. Paweł się oburza i płacimy 10 euro za trzech.
Prom jest 30 minut spóźniony, a przez Dunaj płyniemy chwilę.
Szybko przechodzimy odprawę i jedziemy dobrą drogą do Miziji.
Miasto jest straszliwie biedne. Mieszkańcy pytani o restaurację albo odsyłają do sklepu spożywczego (dobrze zaopatrzonego), albo do biednej niczym całe miasto knajpy.
Robimy zatem zakupy i jedziemy w stronę Wracy. Rozbijamy się nieco przed Krušovicą.
Zdjęcie dnia: