Trochę po siódmej rano przyjechał Przemek, poczekaliśmy na Marcina i pojechaliśmy do Bielska. W grupie się lepiej jeździ. Dużo lepiej. Przynajmniej jest do kogo pysk otworzyć, pośmiać się można. O 10:00 byliśmy w Bielsku. Czekała na nas ekipa - MadMad, szaman i karmi. Około 11. zaczęliśmy podjazd pod Orle Gniazdo, niestety bez szamana. Sztywno od samego początku. Makabra. Ale prawdziwy "fun" zaczyna się razem z płytami betonowymi... Ja nie wiem kto tam jeździ, za to ciężko zdziwiło mnie, że ludzie się tam budują! O dziwo najlepiej jechało mi się kawałek terenowy! Byłem 8 minut za Marcinem, który jechał w SPD, wyprzedziłem karmiego, który też jechał w SPD i do tego na fullu. Ha! Potem, głównie z buta, na szczyt Klimczoka, tutaj pada nowy rekord wysokości: 1117m npm (ale to nic w porównaniu do przyszłorocznych planów ;-) ). Chwilę przed tym wydumaliśmy, że jedziemy na Błatnią i potem na dół, do Jaworza. Żółtym szlakiem. Są momenty makabryczne (spadek taki 30% i kamienie), ale około 95% trasy jest do przejechania nawet na rowerze takim jak mój (trekking, kaseta 13-30, korba 48/36/26, opony 35mm szerokości). Na zjeździe złapałem gumę. Z pomocą MadMana uporałem się z nią w chwilę. Zjechaliśmy bez większych problemów dalej. MadMan odbił do siebie, wrócił do domu około 18. My turlaliśmy się jeszcze godzinę dłużej, ponieważ stwierdziliśmy, że jesteśmy głodni i idziemy na pizzę. Pożegnaliśmy się z karmim i poszliśmy. Dalej spokojnie, bez większych sensacji, poza tym, że wiało nam cały czas w nos :-/
Wnioski z dzisiaj: kupuję LXa, owszem, ale kasetę nie 11-32 a 11-34, oraz: kupuję fulla!
Pozdrawiam pana w granatowym Ducato, numery KOS 6U69. Dziękuję za wymuszenie na mnie pierwszeństwa przejazdu. Na TIRze lepiej. Pozdrawiam również kierowcę fioletowego VW Polo na jaworznickich numerach, również za wymuszenie. Trzymajcie tak dalej, chłopaki! Na jakimś małym zjeździe w Luszowicach pociągnąłem 71,8km/h. Skończyłem kasetę. 11 zębów - niezbędne. Masochizm? Jeździłem dzisiaj w upale, takim ze 30 stopni. I w ciężkiej duchocie.
Pozdrawiam kierowcę Forda Mondeo, który mnie wyprzedzał zaraz przed skrzyżowaniem wiodącym na Pieczyska. Obyś wyprzedzał kiedyś TIRa.
Zapraszam na jazdę w niedzielę. Spotkanie o 10:00 w Bielsku Białej przed głównym dworcem kolejowym, trasa z Bielska wiedzie do Szczyrku, wjeżdżamy na Orle Gniazdo, dalej na Magurę, Klimczok, Szyndzielnię, około 15km z niej jest w terenie. Ja startuję z Jaworzna, jadę z kolegą. Wyjazd ode mnie z domu o 7:30, jak ktoś jest zainteresowany - walić na GaduGadu: 3585538, albo Jabbera: m_karweta@jabster.pl, względnie e-mail: m.karweta@gmail.com.
Tak mi jakoś zostało po środowej jeździe, że polazłem pojeździć po lesie. Nie uwaliłem roweru błotem, bo było sucho, ani nic z tych rzeczy. Ale było fajnie.
W piątek jadę na Klimczok. Znów będzie DH! Tym razem ponad 800m "przeniższenia" - zjazd z Klimczoka do Bielska przez Szyndzielnię. Uch...
Chwaliłem się, że kupiłem piastę? LX-ik, piękny. Jak będę dysponował 400zł to kupuję resztę napędu: przerzutkę tylną LX, łańcuch LX, kasetę LX, klamki LX i manetki LX. I mam gdzieś co o tym myślicie.
Huh! Nawet nie wiedziałem, że do Bielska-Białej jest tak blisko. Raptem 55km. Taka trasa na popołudniowy wypad ;-) O 9:00 byłem w Bielsku, poczekałem na Damiana, o 9:55 pojechaliśmy dalej. Na Magurkę. Jeszcze tylko postój w sklpie, którego właścicielem był znienawidzony przeze mnie ród Koniorów (vide podjazd na Hrobaczą Łąkę). Michał Książkiewicz pisząc w swojej bazie podjazdów rowerowych, że Magurka to jeden z najcięższych podjazdów rowerowych w Polsce miał rację. Ale pchałem rower tylko na jednym odcinku, gdzie było 20% jak nic (Grrrr... Napęd, później SPD, nie ma), i potem kawałek do schroniska, bo jazda po luźnych kamieniach i piachu nie należy do moich przyjemności. Damian po drodze rozwalił oponę i dętkę, musiał ją wymienić a oponę zalatać. W schronisku posiedziałem półtorej godziny, pojechaliśmy dalej. Tym razem w dół. Piękny zjazd. Jutro wrzucę zdjęcia mojego pięknie uwalonego błotem roweru. 4km dzikiego DH na szosowych oponach i hamulcach V-brake - będę to opowiadał wnukom! Potem kolejne 6km dzikiego DH, ale tym razem po szosie. I pada kolejny rekord. Vmax=70,7km/h! Osiągnięte na zjeździe z przełęczy Przegibek. Dalej spokojna wycieczka, plaskato.
Podsumowując, warto było taszczyć się godzinę na szczyt Magurki dla tego zjazdu choćby tylko i wyłącznie.
Postanowiłem zwiedzić drogę, której kierunek nurtował mnie od dawna - leśny dukt zaczynający się na zakręcie za Dębem w kierunku Chełmku. No i zwiedziłem, fajno. Ubite wszystko, w miarę równo (28km/h po leśnym dukcie, w pełnym komforcie!). Niestety napatoczyła się jakaś gałąź, która chwilowo wyrwała mi mocowanie błotnika na pałąku. Potem zwiedziłem jeszcze Gorzów i (tłukąc się jak latająca perkusja) dotarłem do domu. Laptop w plecak i do Kuzyna na chwilę. Jutro wyjazd o 6:00.
Niemoc artystyczna. Może wróci jak pojadę gdzieś dalej. Zamierzam zaliczyć kolejny podjazd z Rowerowej Bazy Podjazdów - przełęcz Salmopolską. I to od dwóch stron. Może w przyszłym tygodniu.
Gópie babsko. Przejeżdżam sobie koło parkingu (przystanek Byczyna Rondo), jestem kawałek przed samochodem, kobita zaczyna skręcać. :-/ Dalej bez większych przygód pojechałem do Kuzyna, posiedziałem u niego chwilą i ruszyłem.
Jeżdżę, jeżdżę, bo autobusów nie lubię, a samochody śmierdzom (sic).
Studiuję filologię, nie lubię literaturoznawstwa, a z Uniwersytetu Śląskiego czym prędzej chcę uciec na Słowację.