Dwie przełęcze, parę wiosek, czyli kolejne rekordy.
Trasa: Jaworzno (Byczyna - Cezarówka Górna) - Chrzanów - Mętków - Babice - Zator - Wadowice - Sucha Beskidzka - Maków Podhalański - Zawoja - Przełęcz Krowiarki - Przełęcz Przysłop - Stryszawa - Kuków - Oczków - Żywiec - Tresna - Czernichów - Międzybrodzie Bialskie - Porąbka - Kęty - Oświęcim - Gorzów - Chełmek - Jaworzno (Dąb - Byczyna).
Nogi wchodzą mi w tyłek. Kolejne rekordy pobite. W zasadzie rekordy wszystkie, łącznie z rekordem głupoty zarządu dróg i mostów:
Spotkałem takie coś zaraz za Wadowicami... :-DDDD
Od początku.
Obudziłem się, bez pomocy budzika, o 4:30 jak z zegarkiem w ręku. Myślę sobie: a, poczekam aż budzik zadzwoni. Czekam, czekam, nic. Patrzę na budzik. Ustawiony na 4:30. Ale p.m. No nic. Wstałem, zjadłem śniadanie i jazda. Ależ było super rano! 13 stopni, zerio wiatru. Ideał.
Do Chrzanowa bez sensacji, za to się pogubiłem na dobry początek dnia. Zamiast jechać na Płazę i potem jak biały człowiek na Zator to pojechałem na Mętków. Dojechałem w końcu do Zatora, tam pozbyłem się nogawek, zjadłem Snikersa, zadzwoniłem, że żyję. Do Wadowic dotarłem za jakieś 45 minut, była 8:00 jak siedziałem na rynk... Eee... Placu Jana Pawła Drugiego. Potem jazda w stronę Suchej i Makowa.
Na DK28 od Wadowic ruch ciężki, głównie matoły z kamieniami na budowę tejże DK28. W Makowie zjadłem kanapkę i pojechałem dalej. O 11:44 napisałem do Marty SMSa "Rządzę światem! Stoję na Krowiarkach (1018m n.p.m)", czyli pewnie jakieś 15 minut wcześniej dojechałem. Potem zjazd. Omatkoicórko. Opłacało się TYLE męczyć (podjeżdzałem około 100 minut, 25km, ponad 650m w górę). Na jednej z prostych uzyskuję nową "V max": 61,4km/h.
Zjechałem do Zawoji po drodze kupując sobie Powerade-a i jogurt pitny. Jogurt obaliłem na miejscu, Powerade do torby.
Przełęcz Przysłop (661 m. n.p.m.) okazała się równie wymagająca, choć znacznie krótsza. Na Przysłopie spotkałem się z Alą, ktora poczęstowała mnie obiadem. W sumie spędziłem u Niej jakieś półtorej godziny. Bez tego bym umarł. Dzięki!
Za to zjazd do Stryszawy... Łosz! To było coś! 7km, momentami jechałem 60km/h, zwalniałem do 30km/h. Zjazd polecam każdemu. Wyjazd od tej strony - nikomu. Momentami nachylenie sięgało pewnie ze 20%, gdybym miał fotel to bym został w niego wgnieciony zapewne (przyspieszenie od 30km/h do 45km/h pokazał mi licznik, czyli w czasie obrotu koła!) tylko po to, żeby za moment prawie uderzyć głową w kierownicę.
Po 160km złapałem masakrycznego doła. Już szukałem połączenia kolejowego z Kęt, ale w sumie... Kupiłem sobie "mleko truskawkowe" (które z truskawkami to się nawet nie spotkało), zjadłem Snikersa i pojechałem.
Do Oświęcimia bez przygód, tylko z bluzgami pod nosem. Na tirowców. Arghhh...
W Oświęcimiu, oczywiście, nie wiedziałem gdzie jechać (całą trasę znałem na pamięć, tylko nie początek i koniec...), jakiś miły pan mi wyjaśnił i kazał powtórzyć. ;-) Powtórzyłem, dojechałem do domu. Licznik pokazał mój nowy, prawie szatański (bo mogę go podawać jako: 666/3 ]:->) rekord. Średnia kiepska, ale to podjazdy... Na Krowiarki wjeżdzałem z ustawieniem trybów 28-28... Masakra jakaś. Dzisiejsze przewyższenia szacuję na 3000-4000m (to tylko w górę).
Parę zdjęć.
Straszydło. Ja na Krowiarkach.
This is the point where fun begins.
Babiogórskaja Narodnaja Parka. Byłem, widziałem.