Tak mi jakoś zostało po środowej jeździe, że polazłem pojeździć po lesie. Nie uwaliłem roweru błotem, bo było sucho, ani nic z tych rzeczy. Ale było fajnie.
W piątek jadę na Klimczok. Znów będzie DH! Tym razem ponad 800m "przeniższenia" - zjazd z Klimczoka do Bielska przez Szyndzielnię. Uch...
Chwaliłem się, że kupiłem piastę? LX-ik, piękny. Jak będę dysponował 400zł to kupuję resztę napędu: przerzutkę tylną LX, łańcuch LX, kasetę LX, klamki LX i manetki LX. I mam gdzieś co o tym myślicie.
Postanowiłem zwiedzić drogę, której kierunek nurtował mnie od dawna - leśny dukt zaczynający się na zakręcie za Dębem w kierunku Chełmku. No i zwiedziłem, fajno. Ubite wszystko, w miarę równo (28km/h po leśnym dukcie, w pełnym komforcie!). Niestety napatoczyła się jakaś gałąź, która chwilowo wyrwała mi mocowanie błotnika na pałąku. Potem zwiedziłem jeszcze Gorzów i (tłukąc się jak latająca perkusja) dotarłem do domu. Laptop w plecak i do Kuzyna na chwilę. Jutro wyjazd o 6:00.
Niemoc artystyczna. Może wróci jak pojadę gdzieś dalej. Zamierzam zaliczyć kolejny podjazd z Rowerowej Bazy Podjazdów - przełęcz Salmopolską. I to od dwóch stron. Może w przyszłym tygodniu.
Gópie babsko. Przejeżdżam sobie koło parkingu (przystanek Byczyna Rondo), jestem kawałek przed samochodem, kobita zaczyna skręcać. :-/ Dalej bez większych przygód pojechałem do Kuzyna, posiedziałem u niego chwilą i ruszyłem.
Umówiłem się z Kubą, bo ostatnie wspólne pedałowanie to było do Gdańska rok temu. Ech, Kubuś, marno momentami, szczególnie na podjazdach. Ale dawał radę. Na koniec pojechałem do Marty, bo ma dzisiaj urodziny. Dzwoniłem, dzwoniłem, nie odbierała, wredna. Ale i tak nie było jej w domu.
Trasa: lasy w okolicy Byczyny Byczyna - Jeziorki - Wilkoszyn - Obrońców Poczty Gdańskiej - Rynek - Szpital - Ciężkowice - Pieczyska - Szczakowa - Moździeżowców - Batorego - Góra Piasku - Warpie - Paderewskiego - Pechnik - Leopold - Podłężę - Azotka - Sobieski - Jeleń - Byczyna.
Znów pojeździłem po lesie. Fajnie było. Znalazłem całkiem ładny podjazd, który muszę kiedyś zrobić (on jest niestety terenowy, trochę tam piachu). I w dół też. To było wczoraj. A dzisiaj pojeździłem po mieście. Na Pechniku wyprzedziłem kilka samochód i "sruuuuu!" pojechałem. A samochody się wlekły. Dojechałem do świateł koło Statoila a tych samochodów jeszcze nie było. Pięknie się jechało.
Wyjazd przesunięty na niedzielę, pisałem już? Chętni? Dwie przełęcze (Kocierska i Przegibek), dwa szczyty (Żar i Hrobacza Łąka - jeden z najtrudniejszych szosowych podjazdów w Polsce: http://www.genetyk.com/podjazdy/hrobacza1.html; ładne, nie?), tym razem spokojnie, około 200km.
Hu hu... Wyszła mi dzisiaj jedna z najlepszych średnich w sezonie. Dlaczego? Bo na zjeździe z Sobieskiego do Jelenia wpakowałem się najpierw za TIRa a później za starego Liaza. W sumie jechałem z nimi prawie 10km. Jechałem też kawałek (3-4km, nie wiem dokładnie) za autobusem 314 po Ciężkowicach. Podjazd zaraz za jazdem kolejowym podjeżdżałem 35km/h. Cudna sprawa.
Trasa: Byczyna - Jeleń - Sobieski - Azotka - Podłęże - EJ3 - Osiedle Stałe - Kanty - Leopold - Pechnik - Centrum - Krakowska - Bory - Byczyna.
Od środy nie dotykałem roweru. Czwartek - wiadomo, rekonwalescencja. Piątek - Off (Of Montreal... Usz... Piękni!), sobota - leń i kiepska pogoda. Dzisiaj już musiałem. Dopadłem gościa, w sobotę atakujemy Żar i dwie przełęcze. Jak mnie popier*oli to go wyciągnę jeszcze na Przełęcz Przysłop od strony Stryszawy. Czysto zaliczeniowo w zasadzie.
Pojechałem do Przemka po Top Gear. Jechałem na "low gear". Śmiertelnie wiało. Jadę jutro, moje Dobrze Poinformowane Zawojowe Źródło twierdzi, że teraz jest lepiej, do rana powinno się uspokoić (mam nadzieję...).
Trasa: Byczyna - Jeleń - Sobieski - Azotka - Podłęże - EJ3 - Osiedle Stałe - Kanty - Leopold - Pechnik - Centrum - Rogatka - Bory - Byczyna.
Wysyp debili. Normalnie wysyp debili. Najpierw na Azotce szedł jakiś pacan środkiem drogi, jak przejeżdżałem zaczął mi pod koła włazić. Pod autobus sobie wleź, durniu. Przy podjeździe na Sobieski przyczepił się jakiś pan. Myślę sobie: co mnie będzie dziadek gonił?! I jadę! Po raz pierwszy podjazd na Sobieski od strony Jelenia pokonałem nie schodząc poniżej 22km/h. A gość za mną! Kurna! Na jakimś sypiącym się rowerze z ramą Rometa (:-D), ale przerzutki miał nowe. Pogadaliśmy, mówił, że wrócił z mistrzostw Europy amatorów z piątym miejscem... Doznałem szoku ciężkiego, skręcił.
Jutro 240km sam. Jak będzie pogoda dobra, w miarę. Trzymajcie kciuki, żebym nie umarł.
Jeżdżę, jeżdżę, bo autobusów nie lubię, a samochody śmierdzom (sic).
Studiuję filologię, nie lubię literaturoznawstwa, a z Uniwersytetu Śląskiego czym prędzej chcę uciec na Słowację.