Dzień 9.: Pasul Prislop (1416m npm) - Kaczyka
Piątek, 10 lipca 2009
· Komentarze(3)
Kategoria Bałkany 2009, Ponad 50km, trekking
Trasa: Pasul Prislop (1416m npm) - Pasul Mestecăniş (1096m npm) - Pojorâta - Câmpolung Moldovenesc - Gura Humorului - Păltinoasa - Kaczyka
Naj. Najdłuższy i najładniejszy dzień jak na razie. Rumunia z każdym dniem okazuje się ładniejsza. Jeżeli ktoś chce przez Rumunię "przeskakiwać" samochodem w środku nocy jest po prostu głupi.
Ad rem.
Pobudka o 6:30, śniadanie (kasza z pomidorami, cebulą i kukurydzą). O 9:00 wracamy na podjazd pod Prislop. Pięknie było. Po 45 minutach jesteśmy na siodle, gdzie Paweł je śniadanie i gadamy do około 12:00, co nie wróży dobrego kilometrażu.
Potem zjazd. Widoki, na szczęście, średnie i asfalt też taki... Kiepski raczej. Chwilę gadamy jeszcze w "Czarnej babie" (miejscowość Cârlibaba), gdzie pada, że dzisiaj jeszcze jedziemy do Solcy - polskiej wsi na rumuńskiej Bukowinie. No bo, proszę państwa, Prislop to granica między Maramureszem a Bukowiną. Jesteśmy po tej czarnomorskiej stronie Karpat!
Szybko wjeżdżamy na kolejną przełęcz (Pasul Mestecăniş - 1096m npm).
Ta droga to musiał być wymysł "Geniusza Karpat, Głębi Dunaju", jak o Nicolae Ceauşescu mawia jeden z moich wykładowców, jest wybudowana z iście alpejskim rozmachem. Cudowny zjazd. W Pojorâta przed stacją łapie nas deszcz. Przeczekujemy go, ruszamy, nie odjeżdżamy nawet 50m i... Znów łapie nas deszcz. Około 17:30 porządnie wyjeżdżamy ze stacji z pieśnią na ustach: jeszcze 60km.
Szybko pokojujemy kolejne miasta, w jednym z nich znajdujemy bankomat (w portfelu widnieje 13 lei...), w kolejnym robimy zakupy, potem tylko przerwa na ubranie się. Zgodnie z planem podjazd do Kaczyki pokonujemy około 21:00, żeby pół godziny później po ładnym, acz delikatnym zjeździe zrobić sobie zdjęcie. Chwilę błądzimy po wsi i w końcu trafiamy do Domu Polskiego, gdzie gadamy do około północy.
Te słowa piszę z pierwszą muzyką w uszach (Placebo) od czasu wyjazdu. Jest 1:11. O, już 1:12.
Zdjęcie dnia.
Naj. Najdłuższy i najładniejszy dzień jak na razie. Rumunia z każdym dniem okazuje się ładniejsza. Jeżeli ktoś chce przez Rumunię "przeskakiwać" samochodem w środku nocy jest po prostu głupi.
Ad rem.
Pobudka o 6:30, śniadanie (kasza z pomidorami, cebulą i kukurydzą). O 9:00 wracamy na podjazd pod Prislop. Pięknie było. Po 45 minutach jesteśmy na siodle, gdzie Paweł je śniadanie i gadamy do około 12:00, co nie wróży dobrego kilometrażu.
Potem zjazd. Widoki, na szczęście, średnie i asfalt też taki... Kiepski raczej. Chwilę gadamy jeszcze w "Czarnej babie" (miejscowość Cârlibaba), gdzie pada, że dzisiaj jeszcze jedziemy do Solcy - polskiej wsi na rumuńskiej Bukowinie. No bo, proszę państwa, Prislop to granica między Maramureszem a Bukowiną. Jesteśmy po tej czarnomorskiej stronie Karpat!
Szybko wjeżdżamy na kolejną przełęcz (Pasul Mestecăniş - 1096m npm).
Ta droga to musiał być wymysł "Geniusza Karpat, Głębi Dunaju", jak o Nicolae Ceauşescu mawia jeden z moich wykładowców, jest wybudowana z iście alpejskim rozmachem. Cudowny zjazd. W Pojorâta przed stacją łapie nas deszcz. Przeczekujemy go, ruszamy, nie odjeżdżamy nawet 50m i... Znów łapie nas deszcz. Około 17:30 porządnie wyjeżdżamy ze stacji z pieśnią na ustach: jeszcze 60km.
Szybko pokojujemy kolejne miasta, w jednym z nich znajdujemy bankomat (w portfelu widnieje 13 lei...), w kolejnym robimy zakupy, potem tylko przerwa na ubranie się. Zgodnie z planem podjazd do Kaczyki pokonujemy około 21:00, żeby pół godziny później po ładnym, acz delikatnym zjeździe zrobić sobie zdjęcie. Chwilę błądzimy po wsi i w końcu trafiamy do Domu Polskiego, gdzie gadamy do około północy.
Te słowa piszę z pierwszą muzyką w uszach (Placebo) od czasu wyjazdu. Jest 1:11. O, już 1:12.
Zdjęcie dnia.