Wpisy archiwalne w kategorii

trekking

Dystans całkowity:3561.36 km (w terenie 18.00 km; 0.51%)
Czas w ruchu:179:31
Średnia prędkość:19.84 km/h
Maksymalna prędkość:71.50 km/h
Liczba aktywności:40
Średnio na aktywność:89.03 km i 4h 29m
Więcej statystyk

Dzień 19.: Preajba (RO) - Krušovica (BG)

Poniedziałek, 20 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Preajba - Malu Mare - Teasc - Sadova - Bechet - Orjachovo - Mizija - Krušovica

Od Dana zbieramy się dość późno. Tniemy w stronę granicy. Po drodze robimy pranie i kupujemy arbuza, którego Paweł tytułuje "ostatnim rumuńskim arbuzem tej wyprawy". Był on o tyle ciekawy, że jedliśmy do na nieczynnym targowisku, a kupiony został po zatrzymaniu ciężarówki.


Po powrocie na drogę zaczepiają nas polscy tirowcy, ale nie zatrzymujemy się nawet (wymieniamy kilka słów w czasie gdy jedna i druga grupa jedzie).
Dojeżdżamy do Bechet, gdzie w jakimś biednie zaopatrzonych sklepach wydajemy ostatnie leie i dostajemy ostatniego rumuńskiego arbuza tej wyprawy od pijanego cygana.
Około 15:30 docieramy na przejście graniczne, gdzie pani informuje nas, że prom jest za godzinę i kosztuje 6 euro za głowę. Paweł się oburza i płacimy 10 euro za trzech.
Prom jest 30 minut spóźniony, a przez Dunaj płyniemy chwilę.

Szybko przechodzimy odprawę i jedziemy dobrą drogą do Miziji.
Miasto jest straszliwie biedne. Mieszkańcy pytani o restaurację albo odsyłają do sklepu spożywczego (dobrze zaopatrzonego), albo do biednej niczym całe miasto knajpy.
Robimy zatem zakupy i jedziemy w stronę Wracy. Rozbijamy się nieco przed Krušovicą.

Zdjęcie dnia:

Dzień 18.: Curtea Ciorăşti - Preajba

Niedziela, 19 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Curtea Ciorăşti - Roeşti - Bălceşti - Craiova - Preajba.

Mieliśmy wstać o 6:00 i wyjechać o 8:00. Wstaliśmy o 9:00 bo do 8:30 padał deszcz. Paweł serwisował jeszcze linki (z moją małą pomocą) i wyjechaliśmy o 11:30 w ciężkim upale. Zaczęły się jakieś gówniane podjazdy i zjazdy, strasznie męczące. Do tego marna droga z płyt betonowych i całe 80km wmordęwindu. Jechało się masakrycznie.

W Craiovej trafiliśmy do Reala w nadziei na zakup bidonu i koszyka (dla Damiana), spodenek dla mnie i takich tam. Zamiast szukanego stuffu rowerowego dostaję się pod ostrzał lokalnych męskich prostytutek (jak mniemam). Najpierw chcą gadać po rumuńsku, ale szybko ubijam zamiary tłumacząc, że "no Romanian", wtedy jeden z nich przechodzi na angielski. Chwilę gadamy po czym chłopaki się oddalają.
My za to ruszamy w poszukiwaniu pizzy i wyjeżdżamy z miasta.
Ruch niewielki, wiatr w plecy (nareszcie!), chłodniej... Cudo! Tylko te dziury...
Po jednym z kraterów (na którym Damianowi wypadł portfel, co wyglądało jednak jakby się wywalił) Paweł krzyczy: "tu się rozbijamy (wskazując zagajniczek), bo rowery rozpierdolimy!".
Gdy Damian sprząta swoje karty z drogi my widzimy zatrzymujące się BMW. Z samochodu wysiada Dan, który proponuje nam nocleg w swojej chatce. Rusza na światłach awaryjnych, a ja w pościg za nim. Tłumaczyliśmy mu, że więcej jak 30km/h nie pojedziemy, zatem... Gdy ja jechałem za nim 40km/h on się oddalał. Ale nie uciekł.
Chatka okazuje się przyczepą kempingową, po placu na którym stoi biegają dwa owczarki niemieckie. Bardzo przyjazde.
O 0:11 kładziemy się spać.

Zdjęcie dnia:

Dzień 17.: Căpăţânenii - Curtea Ciorăşti

Sobota, 18 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Căpăţânenii - Curtea de Argeş - Tigveni - Popeşti - Ramnicu Valcea - Băbeni - Curtea Ciorăşti

Od rana upał. Do 13:30 robimy raptem 20km, potem zaczynają się podjazdy i zjazdy. Po jednym z nich stajemy na przerwę, na której Paweł wpada na pomysł wciśnięcia cytryny do lodów. Na pomysł genialny.
Jakoś toczymy się do Ramnicu Valcea , gdzie jemy okrutnie dobry obiad (pizzę) i wyjeżdżamy w stronę Drăgăneşti sprawdzając pod drodze pociąg do Craiovej, gdzie się kierujemy. Pociąg jedzie jednak cztery godziny (!!!), jest w Craiovej zdrowo po 23:00, do tego nie wiadomo co z rowerami (trzeba się dogadać z kierownikiem pociągu...).
Z miasta (po zakupach) wyjeżdżamy dobrą drogą, bez upału. Szybko pokonujemy 20km i zatrzymujemy się na lody. W mig stajemy się atrakcją wioski. Ze wszystkich okrzyków zapamiętałem jedynie chłopaka, który trzymając się za głowę krzyczał: "Polonia Albanija bicikleta!".
Zbieramy się i jedziemy dalej. W czasie gdy Paweł kupuje kolacyjnego arbuza my stoimy na przejeździe kolejowym. Co ciekawe - pociąg zatrzymuje się (planowo!) na tymże przejeździe, część składu jest po prawej stronie drogi, część po lewej. A jest to pociąg, którym mieliśmy jechać.

Rozbijamy namioty za Curtea Ciorăşti. Upał okrutny. Wilgotność powietrza wysoka. Nie zdziwię się jak w nocy lunie.

Odpisawszy J. na SMSa kładę się spać.

Zdjęcie dnia:

Dzień 16.: Transfăgărăşanul - Căpăţânenii

Piątek, 17 lipca 2009 · Komentarze(4)
Trasa: Transfăgărăşanul - Lacul Vidraru - Căpăţânenii

Rano skończyliśmy podjazd Transfăgărăşanul. 7km ze średnią 8,4km/h. Podjazd jest cudowny. Na szczycie mija nas dwójka sakwiarzy, ale nawet ręki nie podnoszą, potem szosowiec, już przyjaźniejszy.
Kupiłem na szczycie świetną drożdżówkę, którą zjadłem i wystarczyła mi aż na dół do noclegu (i obiadu).
Zjazd zaczyna się od nieoświetlonego tunelu długości 884m. Tunel ma zakręt. Widziałem tylko białą linię po prawej stronie. Masakra. Najbardziej stresujące 884m mojego rowerowego życia.




Następnie piękny, iście alpejski zjazd. Na dole Transfăgărăşanul jest kiepski asfalt, ale gdy tam jechaliśmy do kładziona była nowa warstwa, gładka jak pupa niemowlęcia.


Na wysokości jeziora (zalewu) łapie nas deszcz. Szybkie oględziny nieba podpowiadają, że to przelotne. Niestety nie był przelotny, ale jak do tego doszedłem to już miałem wszystko kompletnie mokre, wylewało mi się z rękawów. Dosłownie. Deszcz towarzyszy nam aż do tamy (elektrowni wodnej), przy której jest pomnik "wielkiego elektryka", paskudny jak sto piorunów.
Jesteśmy cali mokrzy więc stwierdzamy, że szukamy pensjonatu.

Wynajmujemy dwuosobowy pokój za 70 lei, Paweł śpi na podłodze. Szymon się odłączył.
Jedziemy jeszcze na obiad i kładziemy się spać.

Zdjęcia dnia:

Dzień 15.: Brădeni - Transfăgărăşanul

Czwartek, 16 lipca 2009 · Komentarze(3)
Trasa: Brădeni - Agnita - Chirpăr - Arpaşu de Jos - Cârţişoara - Transfăgărăşanul

Zbieramy się w okrutnym upale.


Szybko dojeżdżamy do Agnity, gdzie robimy zakupy. Znajduję ścianę z pieniędzmi i o 13:30 jedziemy dalej na okropnym wkurwie na MadMana ("za wsią będzie płasko!").
W końcu za którąś z kolei wsią owszem, jest w miarę płasko, ale trafiliśmy na drogę... Iście po albańsku. 15km jedziemy po szutrze.

Gdy z niego wyjeżdżamy znajduję starszego pana i pytam, czy droga na Cârţę. Chwilę z nim "rozmawiam", mówię, że jestem "poloneze" i jedziemy do "Albanija".
Przejeżdżamy przez sztuczne jezioro (strasznie brudne. Pełno śmieci), po czym wpadamy na główną drogę, z której obserwujemy wroga - Făgărăşanului.

Szybkie zakupy w ostatniej wsi na szosie 7C, dziecku "Geniusza Karpat, Głębi Dunaju". Cudowne to dziecko.


Jesteśmy w tej chwili około 7km od szczytu mamy widok na ostateczne serpentyny, generalnie jest cudownie, ale jechać to się tu nie da. Co 100-200m foto-stop.

Śpimy na "loc de popas", poznając Polaków - państwa Krystynę i Waldka. Gadamy z nimi gdzieś do 23:45 pijąc Palinkę od Sandora.



Rumunia jest piękna.

Zdjęcie dnia:

Dzień 14.: Ghindari - Brădeni

Środa, 15 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Ghindari - Bălăuşeri - Nadeş - Sighişoara - Apold - Brădeni

Od rana ciężki hyc. Wyjechaliśmy o 10:30, szybko dojechaliśmy do sklepu, gdzie najpierw kupiłem dwa litry wody, które to wypiliśmy w mig. Kupuję kolejne dwa litry i lody. Jedziemy w kierunku Sighişoary.
Ładne miasto, ale nie mam z niego radości, bo dotoaletnio goni mnie arbuz zjedzony na wjeździe do Sighişoary godzinę wcześniej.
Kurna! 10kg arbuza za 15 lei, na czterech chłopa.
Samo miasto bardzo urokliwe ale tłoczne. Przypomina nieco Pragę - wąskie uliczki, dużo turystów. Niestety, strasznie rozkopane.

Idziemy do pizzerii, gdzie za 16 lei dostaję taką pizzę, że ledwie ją zjadam.
Spokojnie jedziemy w stronę Agnity. Po drodze zatrzymujemy się w Brădeni, gdzie Paweł rozmawia z miejscowymi cyganami, a ja z jakąś panią. Pyta ile mamy lat. Gdy mówię/pokazuję jej, że mam 21, a Damian 24 pani mówi, że ja mam 24, a Damian 16. I długo nie chce uwierzyć, że Damian ma 24. ;-)

Rozbijamy się za wsią. Już mam wchodzić do namiotu, a tu... Coś mi nie gra. Coś tu jedzie! Szybko zbieramy się na bok by mógł przejechać wóz z sianem.

Idę spać. Jutro atakujemy Karpaty po raz ostatni w Rumunii - szosa Transfogaraska.

Zdjęcie dnia:

Dzień 13.: Bicaz Chei - Ghindari

Wtorek, 14 lipca 2009 · Komentarze(1)
Trasa: Bicaz Chei - wąwóz Bicaz - Gheorgheni - Praid - Sovata - Ghindari

Męczący dzień okrutnie.
Na początek podjazd przez wąwóz Bicaz.

Droga szeroka na półtora samochodu, po prawej murek wysokości 30cm, za nim rwący potok, po lewej ściana skał wysoka na 100m.
Zaliczyliśmy też pierwszy tunel - 155m.

Po dojechaniu do Gheorgheni siadamy w parki i zaczynamy debatę o dalszej jeździe. Szymon za trasą Transfogaraską pojedzie na Bukareszt i Warnę, Paweł, Damian i ja do Sofii.
Wyjeżdżamy wkońcu w stronę Sovaty. W Borzont stajemy przy sklepie. Już chcemy ruszać, patrzę a tu... Szprycha. Złamana. No nic, wymieniamy. Przy pompowaniu koła urywam wentyl. Kilka bluzgów i do roboty.
Wracamy na podjazd na przełęcz Buczyn. Znaczna część podjazdu jest pod wiatr i jestem już mocno głodny, więc jedzie się kiepsko. Widoków brak, bo podjazd w lesie.
Po szybkim zjeździe (chyba ze 12km bez pedałowania!) wjeżdżamy do Prain, kupujemy śniadanie i jedziemy do Sovety. Rozbijamy się na łące za miastem kupiwszy po drodze warzywa.
Około 23:15 przychodzi do nas ze sześć psów. Ja i Damian pijemy już wieczorne piwo, poza namiotem tylko Paweł, który skutecznie odgania zwierzęta.

Zdjęcie dnia:

Dzień 12.: Monastirea Neamţ - Bicaz Chei

Poniedziałek, 13 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Monastirea Neamţ - Pasul Petru Vodă (900) - Poiana Larugului - Bicaz - Taşca - Bicaz Chei.

Powrót do normalności.
Wyjechaliśmy o 10:00, szybko podjechaliśmy na przełęcz Petru Vodă (900 m npm), wcześniej robiąc krótki postój na posiłek.
Po zjeździe z przełęczy posilamy się nad jeziorem, a w zasadzie to zalewem.

To był chyba najdłuższy odcinek bez jedzenia - 43km. Cały czas góra-dół-góra-dół. Ale widoki wynagradzały wszystko.

Szybki zjazd do tamy-elektrowni_wodnej, a potem do Bicaz, gdzie zjedliśmy pizzę i zrobiliśmy zakupy przed noclegiem, który znajdujemy za drugim podejściem. Śpimy u jakiegoś pana. Chwilę "rozmawiamy" z chłopcami, którzy pomogli nam ów nocleg znaleźć, pijemy z nimi herbatę.
O 22:37 kładę się spać przy dźwiękach pracującego kamieniołomu.

Zdjęcie dnia:

Dzień 11.: Tâgru-Neamţ - Monastirea Neamţ

Niedziela, 12 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Tâgru-Neamţ - Monastirea Neamţ

Ta, tranzyt.
Nawet nie 15km. Leje.
Wyjechaliśmy z Tâgru-Neamţ do chyba Monastirea Neamţ, nie jesteśmy pewni. W każdym razie w kierunku Bicaz.
Pawła bolał trochę ząb, więc poszedł do dentysty (który to dentysta ledwie mówił po angielsku, za to mogliśmy posiedzieć w spokoju i w suchym miejsciu).
Wcześniej zjedliśmy jeszcze obiad w tej samej restautracji, zrobiliśmy zakupy i Paweł dopiero zasiadł na fotelu.
Wyjechaliśmy o 19:30, jechaliśmy około 45 minut.

Śpimy w fajnym miejscu.

Zdjęcnia dnia brak. W ogóle brak zdjęć.

Dzień 10.: Kaczyka - Tâgru-Neamţ

Sobota, 11 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Kaczyka - Păltinoasa - Cornu Luncii - Boroaia - Brusturi - Tâgru-Neamţ

Słowa te piszę, gdy moi towarzysze śpią. Jesteśmy w Tâgru-Neamţ, śpimy w jakiejś podłej norze po 25 lei za głowę. Plus nory: nie pada na nas i na namioty, a padać ma przez najbliższe dwa dni.
W szybkim tempie przejechaliśmy dzisiaj raptem 75km w stronę Bicaz. Pewnie pękłoby 100km, ale złapały nas dwie potężne ulewy, na szczęście siedzieliśmy wtedy już w restauracji.
Miasto jest niemożebnie brzydkie, fuj.
Trasa też fuj. Wyobraźcie sobie 12km z dwoma albo trzema zakrętami.


Za to większość czasu wiatr w plecy. Do Tâgru-Neamţ dotarliśmy ze średnią 24,6km/h (!!!).

Nie ma co opisywać, bo dzisiaj i jutro maksymalny tranzyt.

Zdjęcie dnia:

Z tych chmur będzie na nas padać przez prawie dwie doby bez przerwy.