Wpisy archiwalne w kategorii

Bałkany 2009

Dystans całkowity:3392.64 km (w terenie 18.00 km; 0.53%)
Czas w ruchu:171:57
Średnia prędkość:19.73 km/h
Maksymalna prędkość:71.50 km/h
Liczba aktywności:37
Średnio na aktywność:91.69 km i 4h 38m
Więcej statystyk

Dzień 27.: Bać - Mojkovac

Wtorek, 28 lipca 2009 · Komentarze(1)
Trasa: Bać - Rožaje - Berane - Zaton - Mojkovac

Szybka zbiórka, o 9:30 już jedziemy.


Na podjeździe do Rožajów spotkamy Francuza - Paula. Gość jedzie z Aviniony do Syrii. Szybka rozmowa, zdjęcie, jedziemy dalej.


Na zjeździe w stronę Rožajów gubimy Pawła. Po 20 minutach czekania na stacji benzynowej zaczepiam jakichś Czarnogórców i łamanym językiem angielsko-polsko-słowacko-migowym pytam, czy nie widzieli rowerzysty. Odpowiadają, że "Foto machen", więc czekamy. A już szykowaliśmy ekspedycję ratunkową...

W Rožajach jemy i jedziemy na Przełęcz Lokve. Podjazd strasznie mnie ciora, nie wiem czemu, bo nie był taki ciężki. Upał jednak robi swoje. Pod przełęczą (dosłownie) jest tunel - jakieś 1300m pięknego asfaltu w dół i boskiego chłodu. Dalej już tylko dobry asfalt, aż do samego Berane, gdzie polujemy na pizze.

Ruszamy pięknym kanionem w dół rzeki.


Gdyby tylko nie te samochody... Przed Bijelo Poljem skręcamy na Mojkovac. Toczymy się przez przełęcz szukając miejscówki, bo jest po 19...
O 19:45 stajemy na siodle przełęczy i w motelu pytamy o ceny - 15€ za głowę. Jedziemy dalej. W mieście pytamy w hotelu. Gdy Paweł gada z recepcją, ja zaczepiam Polaków, czy mają coś na oku. Niestety nie mają.
Postanawiamy (po ciemku) wyjechać z miasta w stronę Żabljaka i szukać miejscówki. Znów spotykamy tych samych Polaków. Mają miejscówkę po 10€ od głowy, jedziemy z nimi. Gadamy chwilę i idziemy spać, bo jutro kanion Tary.

Zdjęcie dnia:

Dzień 26.: (Kosovska) Mitrovica+ (KOS) - Bać (MNG)

Poniedziałek, 27 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: (Kosovska) Mitrovica+ - Zubin Potok (KOS) - (SRB) Ribariće - Špiljani (SRB) - (MNG) Bać

Mieliśmy tak dobrą miejscówę, że zebraliśmy się dopiero o 11:30, co zdrowo wkurzyło MadMana. Mały terrorysta powiedział, że jutro wyjeżdża o 10:00. Przejdzie mu.
Na dobry początek dnia dostaliśmy podjazd. Krótki ale treściwy: 2,5km ze średnią 7,2km/h.


Średni zjazd, mówiąc szczerze, bo okrutnie kręty, dlatego tylko 58km/h.
Dość szybko dojechaliśmy do zalewowego jeziora, zwiedziliśmy po drodze tunele i wiadukty przy nim. Przyjemna droga - ładnie i spokojnie.


Przejechaliśmy granicę Kosowa.


Chwilę jechaliśmy po Serbii. W czasie tej chwili złamałem drugą szprychę, tym razem lewą. Szybka wymiana. Dobrze się nie rozpędziliśmy, a trafiliśmy na drugą granicę: serbsko-czarnogórską. Już zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg, a tu ukazał nam się... Wjazd do Czarnogóry.
Śpimy na gospodarza. Pan chętnie pogadałby z nami po niemiecku, niestety mój niemiecki jest marny... Wypiliśmy z gospodarzami herbatę, trochę porozmawialiśmy i uprzejmie, że "schlaffen Zeit" bo zmęczeni.

Zdjęcia dnia:

Dzień 25.: Dobro Do (SRB) - (Kosovska) Mitrovica+ (KOS)

Niedziela, 26 lipca 2009 · Komentarze(2)
Trasa: Dobro Do - Podujevo - Priština - (Kosovska) Mitrovica

Rano obudził mnie wiatr, który wieje niemiłosiernie od dwóch dni.



Dzisiaj, na szczęście, nam pomagał. Szybko pokonaliśmy dzielące nas z Kosowem kilometry obejrzawszy po drodze opuszczoną cerkiew.

Na granicy wepchaliśmy się w kolejkę i siuuuu...



Jedziemy w dół, z wiatrem do pierwszego napotkanego sklepu - centrum handlowego na przedmieściach Podujeva. Posilamy się i ruszamy do Prištiny. 28 kilometrów pokonujemy z prędkością światła - zajmuje nam to nieco ponad godzinę. Po drodze obserwujemy albańskie drogi na wesele/ślub (wielkie flagi wystające z samochodów, trąbiący sznur aut...) oraz ograniczenia prędkości na mostach dla... Czołgów.
W Prištinie jemy obiad.


Gdy wyjeżdżamy już z miasta zatrzymuje się przed nami samochód, z którego wysiada dwóch brysiów z bronią przy boku... Zaczynają od pytania, czy naprawdę przyjechaliśmy z Polski na rowerach. Tak, mówią po polsku. A pytanie zadają, ponieważ Paweł jeździ z polską banderą oraz ma czapkę z orłem.
Owymi uzbrojonymi jegomościami okazali się trzej ze 110 polskich policjantów, którzy pracują w Kosowie w ramach sił EU LEX. Chwilę gadamy, panowie wskazują nam drogę na Mitrovicę i ruszamy.
Jedzie się strasznie. Duży ruch, trąbienie, wiatr z boku i w mordę, tak silny, że w porywach zwiewa nas na środek drogi.
Do Mitrovicy docieramy około 17:30. Pod sklepem obskakuje nas "banda" chłopaków, gdzieś od 9 do 14 lat. Damian i ja zostawiamy z nimi Pawła i idziemy na zakupy.
Gdy następuje zmiana warty, próbuję z nimi rozmawiać (nawet mi to idzie). Wymieniamy z Damianem kilka słów po polsku na temat wody. Po tym jak Damian powiedział, że ma jeszcze serbską wodę jeden z rozmówców się oburza słowami: "This is not Serbia, this is Albania!". Przyjmuje tłumaczenie, że mówiliśmy o wodzie.
Siadamy na ławce i przez pół godziny obserwujemy życie w brzydkiej jak noc listopadowa Mitrovicy.

Wyjeżdżamy z miasta i rozbijamy się jakieś 10km za nim, w górach. Nie mamy pojęcia gdzie jesteśmy. Jest zimno, a Paweł chrapie (na szczęście namiot obok).


Zdjęcie dnia:

Dzień 24.: Niš - Dobro Do

Sobota, 25 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Niš - Prokuplje - Kuršumlija - Rača - Dobro Do

Rano pojechaliśmy do centrum handlowego, gdzie kupiliśmy mapy, wodę i jakieś kalorie po czym udaliśmy się w stronę Prištiny.
Przy obiedzie wyartykuowałem to, co chodziło mi po głowie od dawna: żeby jechać dłużej z Pawłem, a odpuścić (w tym roku) Macedonię i Albanię. Ponegocjowałem z Pawłem przejazd lepszą drogą przez Kosowo.
Upał okrutny, do tego opiekający wiatr z boku.
Śpimy na łące niedaleko drogi na Prištinę, podobno 10km od granicy.

Zbierało się na burzę, zobaczymy. Namiot rozbity tak, że może lać przez całą noc (czyli pewnie kropla nie spadnie).

Zdjęcie dnia:

Dzień 23.: Temska - Niš

Piątek, 24 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Temska - Bela Palanka - Niš


Od samego rana towarzyszy nam upał. Jedziemy powoli, robimy przerwy, inaczej się nie da.
W pewnym momencie, jakieś 15km od obozu, Damian krzyczy: "SAKWIARZ!". Podjeżdżamy bliżej i faktycznie - sakwiarz. Rozmawiamy: skąd, dokąd, co nieco o rowerach. Walijczyk, Clodwin, jakieś 30 lat. Jedzie... Sam nie wie dokąd. Miał niesamowicie obładowany rower - 65kg roweru z bagażem.
Robimy sobie zdjęcie i jedziemy dalej.
W Belej Palance robimy postój na kalorie, po której dalej toczymy się do Nišu urokliwą drogą w kanionie. Droga zawierała w sobie 13 tuneli, od 25m do 260m długości. Bardzo polecam.
W międzyczasie zadzwonił Milan (mój znajomy) z instukcjami i informacją, że w Nišu jest 35 stopni.
Do Nišu dotarliśmy bez problemów, spotkaliśmy się z Milanem, który przeeskortował nas do akademika i przedstawił drugiego Milana. Drugi Milan zostaje naszym przewodnikiem.


Zdjęcie dnia:

Dzień 22.: Sofia (BG) - Temska (SRB)

Czwartek, 23 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Sofia - Slivnica - Dragoman (BG) - Dimitrovgrad (SRB) - Pirot - Temska

Rano jemy powolny śniadanie (kupiliśmy najgorsze parówki w historii świata), pakowanie i wyjazd z Sofii. Bułgarię będę kojarzył z dobrym asfaltem.
Zrobiliśmy po drodze krótki postój kaloryczny i ruszyliśmy dalej. 12km od granicy zaczął się zjazd. Piękny byłby wstęp do Bułgarii od tej strony... Ruch średni.
Około 14:30 byliśmy już w Serbii. Pierwsze zetknięcie z Serbią i Serbami bardzo pozytywne. Chętni pomóc nawet jak po angielsku nie mówią, miasta ładne i czyste. Serbia powinna być w UE, a nie brudna Bułgaria.
Szybko pojechaliśmy do Pirotu, gdzie zrobiliśmy zakupy. Przejechaliśmy przez oświetlony tunel i odbiliśmy w poszukiwaniu miejscówki. Dojeżdżamy jeszcze do Temskiej, gdzie robimy pranie przy hydrancie, potem wracamy trochę w stronę Nišu.

Dzień 20.: Krušovica - Sofia

Wtorek, 21 lipca 2009 · Komentarze(2)
Trasa: Krušovica - Borovan - Vraca - (pociągiem) Sofia

Rano nawiedza nas właściciel pola, na którym spaliśmy. Starszy pan nie ma pretensji.

Zbieramy się i jedziemy do Wracy. Towarzyszy nam antykrajobraz, nudny aż do bólu. No i do tego obowiązkowe dodatki: wmordęwind i skwar.

We Wracy wskakujemy w pociąg do Sofii. Nie ma problemów z rowerami, pociąg kosztuje nas około 7,2 lewa: 5,20 lewa za osobę, 2 lewa za rower. Kierownik pociągu nie robi najmniejszego problemu, mimo, że musi się trochę przeciskać. Cywilizacja. No i w pociągu całkiem ładnie.

Około 20:30 lądujemy na dworcu głównym w Sofii, gdzie zaczepia nas taksówkarz, że ma namiar na nocleg. Jedziemy za nim po Sofii do hostelu. Nocleg 20 lewa (lub 10 euro). Z uprzejmą, acz drażniącą panią jedziemy (Paweł i ja) na zakupy.

Zdjęcie dnia:

Dzień 19.: Preajba (RO) - Krušovica (BG)

Poniedziałek, 20 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Preajba - Malu Mare - Teasc - Sadova - Bechet - Orjachovo - Mizija - Krušovica

Od Dana zbieramy się dość późno. Tniemy w stronę granicy. Po drodze robimy pranie i kupujemy arbuza, którego Paweł tytułuje "ostatnim rumuńskim arbuzem tej wyprawy". Był on o tyle ciekawy, że jedliśmy do na nieczynnym targowisku, a kupiony został po zatrzymaniu ciężarówki.


Po powrocie na drogę zaczepiają nas polscy tirowcy, ale nie zatrzymujemy się nawet (wymieniamy kilka słów w czasie gdy jedna i druga grupa jedzie).
Dojeżdżamy do Bechet, gdzie w jakimś biednie zaopatrzonych sklepach wydajemy ostatnie leie i dostajemy ostatniego rumuńskiego arbuza tej wyprawy od pijanego cygana.
Około 15:30 docieramy na przejście graniczne, gdzie pani informuje nas, że prom jest za godzinę i kosztuje 6 euro za głowę. Paweł się oburza i płacimy 10 euro za trzech.
Prom jest 30 minut spóźniony, a przez Dunaj płyniemy chwilę.

Szybko przechodzimy odprawę i jedziemy dobrą drogą do Miziji.
Miasto jest straszliwie biedne. Mieszkańcy pytani o restaurację albo odsyłają do sklepu spożywczego (dobrze zaopatrzonego), albo do biednej niczym całe miasto knajpy.
Robimy zatem zakupy i jedziemy w stronę Wracy. Rozbijamy się nieco przed Krušovicą.

Zdjęcie dnia:

Dzień 18.: Curtea Ciorăşti - Preajba

Niedziela, 19 lipca 2009 · Komentarze(0)
Trasa: Curtea Ciorăşti - Roeşti - Bălceşti - Craiova - Preajba.

Mieliśmy wstać o 6:00 i wyjechać o 8:00. Wstaliśmy o 9:00 bo do 8:30 padał deszcz. Paweł serwisował jeszcze linki (z moją małą pomocą) i wyjechaliśmy o 11:30 w ciężkim upale. Zaczęły się jakieś gówniane podjazdy i zjazdy, strasznie męczące. Do tego marna droga z płyt betonowych i całe 80km wmordęwindu. Jechało się masakrycznie.

W Craiovej trafiliśmy do Reala w nadziei na zakup bidonu i koszyka (dla Damiana), spodenek dla mnie i takich tam. Zamiast szukanego stuffu rowerowego dostaję się pod ostrzał lokalnych męskich prostytutek (jak mniemam). Najpierw chcą gadać po rumuńsku, ale szybko ubijam zamiary tłumacząc, że "no Romanian", wtedy jeden z nich przechodzi na angielski. Chwilę gadamy po czym chłopaki się oddalają.
My za to ruszamy w poszukiwaniu pizzy i wyjeżdżamy z miasta.
Ruch niewielki, wiatr w plecy (nareszcie!), chłodniej... Cudo! Tylko te dziury...
Po jednym z kraterów (na którym Damianowi wypadł portfel, co wyglądało jednak jakby się wywalił) Paweł krzyczy: "tu się rozbijamy (wskazując zagajniczek), bo rowery rozpierdolimy!".
Gdy Damian sprząta swoje karty z drogi my widzimy zatrzymujące się BMW. Z samochodu wysiada Dan, który proponuje nam nocleg w swojej chatce. Rusza na światłach awaryjnych, a ja w pościg za nim. Tłumaczyliśmy mu, że więcej jak 30km/h nie pojedziemy, zatem... Gdy ja jechałem za nim 40km/h on się oddalał. Ale nie uciekł.
Chatka okazuje się przyczepą kempingową, po placu na którym stoi biegają dwa owczarki niemieckie. Bardzo przyjazde.
O 0:11 kładziemy się spać.

Zdjęcie dnia: