Trasa: Jaworzno (Byczyna - Bory - Rogatka - Centrum - Paderewskiego - Pechnik - Leopold - Kanty - czekanie na Piotrka - Osiedle Stałe - Dąbrowa Narodowa) - Sosnowiec - Jaworzno (Dąbrowa Narodowa - Osiedle Stałe - Leopold - Pechnik - Centrum - Rogatka - Bory - Byczyna).
Jak poderwać panią w sekretariacie dziekanatu? Na piękne oczy? Na ładny ryj? Nie. Na kask. I spodenki rowerowe. I informację, że dnia następnego dowiezie się papiery brakujące. Do tego, oczywiście, takie głupoty jak bycie uprzejmym i uśmiechniętym, oraz niezaczepianie pani, która właśnie spożywa. Ciastka, jak się dowiedziałem.
Co z swahili na polski tłumaczy się: zostałem studentem 1. roku filologii słowiańskiej (mam nadzieję specjalizacji słowackiej tłumaczeniowej) Uniwersytetu Śląskiego.
Sesja, praktycznie, psu w dupę to zaczynam się sprowadzać do domu. Zacząłem, oczywiście, od rowera. I sakw. Kurna, nie wiedziałem, że aż tyle sakw wywiozłem do Krakowa - dwie tylne (60 litrów), jedną przednią (17,5 litra) i wór transportowy (60l. O nim pamiętałem). Pociąg o 17:24. Najpierw wycieczka do Magdy sprzedać jej kupione w Belgii piwo. Magda byłaby mnie zaprosiła, ale nie wyglądalem odpowiednio do "hordy nastolatek", jak to zgrabnie określiła swoją siostrę i jej koleżanki przed komersem. Fakt, nie wyglądałem odpowiednio - spodenki+nogawniki, koszulka i kask. I rower z sakwami. Piwo oddałem, pojechałem na dworzec, przez Długą, św. Filipa, pl. Matejki, Basztową. Po dworcu chodziłem z rowerem, więcej się nie dam zrobić. Przyszedłem do kasy, gdzie ktoś bilet kupował i były dwie osoby w kolejce. Stoję, czekam. Pan sobie wydumał, że on chce fakturę na bilet. Ile czas normalnie zabiera kupienie biletu PKP? 3 minuty? Jemu zajęło to 15. Olał go. "Przepraszam panią, mam pociąg za 10 minut...". Pomogło. Kupiłem bilet, poleciałem zjazdem do drugiego tunelu, już miałem się pakować w windę, ale sobie uświadomiłem, że już kiedyś tego próbowałem. Nigdy więcej. Schody. Podjazd? A po coooooo... W pociągu, na szczęście, przedział na rowery. G***o mi z niego, bo nie zdjąłem sakw. Nie chciało mi się. Jakiś dzieciak całą drogę się na mnie gapił. 3-, może 4-latek. Przy okazji pochwała dla PKP. Obniżyli ceny biletów na rowery. O 12%. Czyli całe 50 groszy. Dalej spokojna droga do domu, z Trzebini. Pozdrawiam kierowców, którzy stali za mną na skrzyżowaniu przy dworcu PKP w Trzebini.
Jak się ekipa znajdzie to będzie jaworznicki Nocny Patrol. Jak się ekipa znajdzie.
W poniedziałek wybrałem się, po angielskim, na Nocny Patrol - 21:30, Skarbonka, Rynek. Przyjechał kosik na MTB u jego kumpel, Kuba, na ostrej. Pojeździliśmy jakieś 35km, licznik zarejestrował niestety tylko 25km, bo gdzieś w okolicach Tyńca mi się odpiął z podstawki (?!). No właśnie... Pojechaliśmy do Tyńca, bardzo ładną drogą dla rowerów. Ludzi, a ludzi! Jeszcze w Krakowie w Kubę byłby się o mały włos wchrzanił jakiś łysy koleś na fullu. Bez świateł koleś, oczywiście, bo po co. O mały włos. Potem połamaliśmy trochę prawa jeżdżąc po zamkniętych pasach autostrady. Fizyczynie spoko, psychicznie - masakra. Co chwilę odwracaliśmy się, czy coś nie jedzie. Wylądowaliśmy w Balicach, poobserwowaliśmy samolot odlatujący, niestety, nie w naszym kierunku, i powrócliśmy przez Rząskę do Krakowa.
We wtorek pojechałem na Dąbie po papiery mojej organizacji... Statut mi potrzebny, bo wyjeżdżam w sobotę i muszę mieć. :-/ Po angielsku. :-/ Nie wiem kto mi to przetłumaczy tak szybko. No nic. Potem szybki szus na Bydgoską, wykopałem resztę papierów, pogadałem o wyjeździe i wróciłem do mieszkania. Dziewczyny, z którymi wracałem, zapewne były wielce szczęśliwe, że rower okazał się szybszy od tramwaju. ;-) zyga się czepiał, że mnie nie było na spotkaniu na Nocny Patrol. Tym spotkaniu, które odwolałem.
Dzisiaj za to, a w zasadzie wczoraj, pojechaliśmy z wrzaskiem i Andrzejem w diabły. Miał być też zyga, ale pewnie wymiękł. W ostatniej chwili wymiękł też rzmota, a kosik uczy się cywila. Pojechaliśmy najpierw przez Rząskę (Andrzej, który tam mieszka był wielce szczęśliwy ;-) ) do Zabierzowa, później do Kochanowa. Cały czas pod moim przewodnictwem, poniżej 30km/h zszedlem tylko na podjeździe do Zabierzowa. Z Kochanowa przeszkoczyliśmy masakrycznym, trzykilometrowym podjazdem, do Kleszczowa (?), a stamtąd ruszyliśmy w dół na Aleksandrowice. I się dziaaaaało... Pierwszy jechał wrzask. Włączył tylną lampkę i zadowolony wali po oczach. Ciemno jak w dupie, nie widać drogi, ale jedziemy. W pewnym momencie droga mi się, niestety, skończyła. Z 55km/h nie wyhamowałem. Ofiar w ludziach nie stwierdzono (acz Andrzej był ode mnie na grubość koła...), ofiar w sprzęcie niewielkie: osłona przednich trybów. Dalej już spokojnie jechaliśmy... Tak do 45km/h. Później już tylko spokojny powrót do Krakowa przez Balice i Kryspinów.
Mialem się odstresować przy piwie, które dostałem od dziewczyny mojego współlokatora, ale niestety tenże współlokator-idiota zamiast do lodówki wsadził je do zamrażalnika... :-(
Osłonkę obfotografuję, może, jutro. W sensie po tym jak się prześpię.
Pomożesz nam znaleźć dworzec, czyli "wrzaaaaask!!! ŁAAAAA!!!"
Otóż. Po raz pierwszy, ktoś z rowerzystów prosił mnie o pomoc. Na al. 29. Listopada podjechał do mnie chłopak (pozdrawiam!) na MTB, za nim wlekła się, resztkami sił, dziewczyna, zapytał jak na dworzec. Krakowiak ze mnie taki, jak i z niego (okazało się, że gość pochodzi z Jaworzna! :-) Pozdrawiam podwakroć), ale drogę znam. No to jedźcie za mną. Mam nadzieję, że zdążyliście w 15 minut kupić bilety i znaleźć peron. A nastąpiło to na trasie z domu rodzinnego do Krakowa studenckiego. Obładowany jak poważny wielbłąd, wymęczyłem 60km (dokładnie 59,6km) w 2h 40 minut! Ale z takim bagażem to ostatnio do Gdańska jechałem... Prawie 120 litrów bagażu. Masakra. Rower o skrętności barki rzecznej węglowej. Ale daje radę :-) Kryzys w Krzeszowicach, ale dwa Snikersy i czerwonogrejpfrutowy sok Tarczyn rozwiązuje sprawę i jadę dalej. "Pozdrowienia" za "ostrożną jazdę" przekazuję niniejszym panu skur...synowi w granatowym Fordzie Mondeo kombi na numerach rejestracyjnych KRA (coś)AR. Obyś się dziadu rozwalił na drzewie (koleś na przejściu dla pieszych, na skrzyżowaniu, na trzeciego mnie wyprzedzał. Kto przez Zabierzów jechał i zna krzyżówkę przy kościele wie jak tam jest wąsko. Szczególnie jak z naprzeciwka jedzie ciężarówka).
A o 21:30 nastąpił pierwszy od... Ho-ho! Nocny Patrol. Tym razem romantycznie, bo tylko z wrzaskiem. I oryginalnie, bo Janek, vel wrzask, na MTB. "Prekrasna" jazda! Pojechaliśmy w Lasek Wolski, przejechaliśmy koło Zoo, zjechaliśmy drogą w dół, potem wpakowaliśmy się w krzaczory, przejechaliśmy kawałek DH, na moim trekkingu jechało się świetnie. Potem już spokojnie, w okolicach rzeczki Rudawy, do błoni, i do mieszkania. W sumie wyszło tego 23,6km z czego 10km, na oko, w terenie. Wieczorem przynajmniej chłodniej było (22, zamiast 28 stopni).
A teraz siedzę i popijam Pepsi Twist. Czasem trzeba.
Studencka jazda z głębszym sensem, czyli "Marek masz mój zeszyt".
Na zajęciach pożyczyłem zeszyt od Roksany, meine liebe Frau, bo nie miałem zadania. No nic. Zeszyt do plecaka po zajęciach i do mieszkania. Dostaję po 20 minutach SMSa: "Marek, masz mój zeszyt a ja mam jutro zaliczyć kolosa z SCSu". Rower i do Roksany. Przez Karmelicką, Szewską, Rynek, Grodzką, koło Wawelu nad Wisłę, do mostu Kotlarskiego ścieżką, później przez Rondo Grzegórzeckie (kurna, ale je rozkopali!) i Aleję Pokoju. Jeszcze Kuruszynie podrzuciłem płytę na Bajeczną. Powórt podobnie - Aleja Pokoju, Rondo Grzegórzeckie, Grzegórzecka, Wielopole, Sienna, Rynek, Szewska, Kamelicka, Grabowskiego, Kochanowskiego. Przyjemnie.
W zasadzie to wpis dotyczy dwóch dni. Wtorku, kiedy to przejechałem jakieś 14km na dworzec kolejowy w Trzebini, bez większych sensacji. Wycieczki rowerowej koleją (pozdrawiam PKP PR). No i właśnie... Jechałem pociągiem pospieszym Katowice - Przemyśl. Ja tylko z Trzebini do Krakowa. Otóż widzę, że jest wagon dla niepełnosprawnych. Myślę sobie - wózek inwalidzki wjedzie to ja z rowerem nie wjadę?! No i nie wjechałem... "Jak ja was nienawidzę, wy sk...syny z PKP" - zacnie na dworcu w Gdyni powiedział kiedyś mój przyjaciel PedrosS. Tak, proszę państwa. PKP nie wie, że istnieją podjazdy dla wózków inwalidzkich. A po co to? Niepełnosprawny sobie poradzi. Może przecież chodzić. A że takie podjazdy ułatwiają też życie nam, rowerzystom, to przy okazji :-) Potem kawałek po Krakowie (jeździłem rowerem po Galerii Krakowskiej! ;-) ).
Dnia następnego - rower pojechał do seriwsu. Oddałem. Boleję. Do poniedziałku go nie mam... ;-( Przejazd Alejami w Krakowie - masakra. Całą Mickiewicza i Krasińskiego jechałem przed jakimś TIRem. Kierowca musiał być wielce szczęśliwy, że się "wlecze" 30km/h, a ja byłem szczęśliwy, że mnie nie rozjechał. W przeciwieństwie do tramwaju linii 18, który był potrącił kogoś na Rondzie Grunwaldzkim. To na szczęście jak już z Kapelanki wracałem. I nie w "moim" kierunku. "Na szczęście"...
Za to dostałem od dziadków pieniądze, tzw. stypendium, które pozwoli mi kupić sakwy do przodu oraz bagażnik do tyłu. I może coś jeszcze? Rękawiczki? Spodnie? ;-)
Achtung! Będą zdjęcia, ale nie dzisiaj. Po weekendzie.
DK79. Brrr... Ale to chyba najlepsza droga do domu. Najpierw pojechałem do seriwsu na Kapelankę. Zapchany. Nie popatrzą mi do lampki. :-/ No nic, wracam. Cały czas oczywiście z sakwami, wypchanymi ubraniami. Przejazd przez Most Dębnicki... Powinni tego zabronić. Potem Aleje... Makabra. O mało co a wpadłbym pod autokar :-/ No nic. Zjechałem na Królewską, potem Podchorążych. Tam mistrzowstwo świata - zielone światło, stoimy; czerwone światło stoimy. I tak 3-5 minut. Potem czerwone a ja jadę za samochodami. WTF? W Rudawie chciałbym pozdrowić pana kierowcę z białego Stara firmy Blachprofil 2, który najpierw wymusił na mnie pierwszeństwo, popukałem się więc w kask, bo facet wyjechał bezpośrednio przede mnie. Gość wesoło zjechał na przystanek, wychyla się i jedzie: "co, ty k***a ciulu...?!!!". Icośtamdalej. Olałem, pojechałem. 112 było, mam nadzieję, że informacja o pijanym kierowcy nieco utrudniła panu życie.
W sumie fajnie, ale trochę wiało i trochę mnie zlało.
Studencki Kraków, czyli studenckie rowerowanie, czyli jak się łapie zapalenie płuc.
Mała krakowska wycieczka, od Starego Miasta prawie do Nowej Huty. Najpierw przez al. Mickiewicza i Krasińskiego, później 8km bulwarami, trochę błądzenia po Dąbiu, przejazd do M1, gdzie wczoraj miałem zacząć Nocny Patrol, ale była zła pogoda, dalej do Ronda Mogielskiego i powrót do Centrum. Uwagi. Kraków "obsysa". Są ścieżki rowerowe, ale co z tego, jak ludzie po nich łażą? :-/ Jeżdzenie w korkach też do przyjemnych nie należy.
Pozdrowienia dla pana z białego DAF-a, cysterny, który postanowił wymusić pierwszeństwo przejazdu. Przecież rower to nic takiego, nie? Ale proszę powiedzieć, fajnie się jechało przez Rondo Dywizionu 308 z prędkością 15km/h? Średnia poszła w dół przez tego gościa.
Ha! Zrobiłem kilka zdjęć. Może się nauczę i będę robił komórką? Zgram później.
Z Jaworzna do Krakowa czyli "o Boże! Prowadzę bloga!" Kochany Dzienniczku. Na początku pragnę zaznaczyć, że żeby w pełni wczuć się w autora czytaniu tego wpisu towarzyszyć musi dźwięk rozrywanych kawałków pomarańczy a Wasze ręce muszą być całe w soku z tejże. Klawiatura też. 16:34 - wyjazd z domu w Jaworznie. Na plecak plecak, na bagażniku dwie sakwy wypchane Odyn raczy wiedzieć czym. Od ciasta do laptopa. Opracowałem technikę przewozu laptopa w sakwach. Po wewnętrznej stronie dwie pary dżinsów, na spodzie dwie koszulki, na zewnątrz koszulki i bluza. I gra. Po drodze przystanek w sklepie po Powerade-a (mieli tylko jagodowego, fuj) i Snikersy. Woo hoo! Jadę. DK 79 przywitała mnie czerwonym światłem (które pozwoliło mi się w ogóle na nią dostać) i średnim ruchem. Do Trzebini wiatr w pysk, potem w pysk ale z boku. Ale za to ciepło. Termometry pokazywały ponad 18 stopni.
Po 2 godzinach 20 minutach zaczyna mnie łapać skurcz... :-/ Jestem na przedmieściach Krakowa. Tutaj pozdrowienia (Światowy Znak Pokoju, znaczy się) w stronę pana jadącego pomarańczowym MANem na niemieckich numerach z wieeeelką naczepą. Ja rozumiem, że jak się jest wielkim blachosmrodem to ma się gdzieś skromnego rowerzystę, ale dlaczego wyprzedzał pan na skrzyżowaniu, przed i po podwójnej ciągłej i do tego przekracając prędkość oraz przejeżdzając przez skrzyżowanie na żółtym świetle? Jeszcze raz pozdrawiam. Przystanek. Rozciągnięcie lewicy mej, zmiana Powerade-a w koszyku, Snikersik i jedziemy. Radzikowskiego, Rondo Ofiar Katynia, Conrada, Opolska, al. 29. Listopada, Warszwska, Plac Matejki, Basztowa, coś-obok-Hotelu-Wyspiańskiego, Blich, Grzegórzecka, Zyblikiewicza (przystanek u Alicji), i dalej do mieszkania przez zakazaną ponoć strefę B. Ale co tam.
Zdjęć nie będzie, bo nic tu atrakcyjnego (no, poza pustą miejscami DK 79 :-) ). Mam rower w Krakowie, mogę jeździć, albo naprawić tylne światło ;-)
Jeżdżę, jeżdżę, bo autobusów nie lubię, a samochody śmierdzom (sic).
Studiuję filologię, nie lubię literaturoznawstwa, a z Uniwersytetu Śląskiego czym prędzej chcę uciec na Słowację.