Pan Czerwone Światło, czyli historia o rozważnych kierowcach.
Trasa: Byczyna - Jeziorki - Wilkoszyn - Centrum - Szpital - Ciężkowice - Szczakowa - Góra Piasku - Kanty - Leopold - Pechnik - Centrum - Bory - Byczyna. Tak. Od dzisiaj możecie do mnie mówić "master of the red light". Ewentualnie "master of the szlaban". Na pierwszym przejeździe, w Ciężkowicach, stałem 15 minut. Na kolejnym, w ciężkowicach stałem 10 minut. Za to na pierwszym miałem okazję obserwować dwa wymijające się ET22, a na drugim, uwaga, ET40! Piękny widok :-) A potem stałem na KAŻDYCH światłach po drodze. KAŻDYCH. Za to kierowcy rozważni a nie odważni. Czekali aż będzie wolne żeby wyprzedzać. No, jestem z was, po raz pierwszy, dumny, panie i panowie!
Zapomniałem wczoraj wieczorem skasować licznik. Jakież było moje zdziwienie, gdy na Podłężu zobaczyłem na nim ponad 40km. Zaraz po tym zobaczyłem kretyna w czerwonym Fiacie Brava wyjeżdżającego wprost pod moje koła. "K**** IDIOTO!!!" - słowami tymi pozdrowiłem pana, poklepałem się po głowie i pojechałem. Warto wspomnieć, że na liczniku widniała wtedy jeszcze jedna liczba: 40. Km/h.
Wyprowadziłem się dzisiaj z Krakowa. Prawie rok mieszkania w tym jakże pięknym, a jakże momentami wkur**ającym mieście. Polecam każdemu. Nie tylko rok. Mam nadzieję mieszkać jeszcze... A nieważne. Zmęczony po wyniesieniu najpierw wszystkich betów z kamienicy do samochodu, a potem z samochodu do domu postanowiłem zjeść kolację i iść pojeździć. W międzyczasie zadzwonił Piotrek, żebym do niego wpadł na chwilę. Pogadaliśmy, pojechałem do domu. ;-)
Trasa: Byczyna - Byczyna (Kuzyn) - Jeleń - Sobieski - Podłęże - "Komuna" - Osiedle Stałe - Komuna - Leopold - Pechnik - Centrum - Bory - Byczyna. Słabo dzisiaj.
Trasa: Byczyna - Jeleń - Sobieski - Podłęże - Pechnik - Centrum - Szpital - Wilkoszyn - Jeziorki - Byczyna. Obserwacje rowerowe: "k****, coś mam nie tak z przednim kołem". Obserwacje inne: moja nienawiść do "ruskich" sięga zenitu (ba. Nawet Zenitu Sankt Petersburg). 3-1 z Holendrami. Przy całej, równie wielkiej, nienawiści do piłki nożnej czuję się dotknięty. Szczególnie, że wczoraj Turcy orżnęli braci słowian.
Czuję się orżnięty nawet dwa razy, bo wczoraj zapowiadał się Nocny Patrol z Jarkiem i dupa. Jarosławie! Klub pedała czeka!
Jak nie urok to sraczka, czyli najszybsza jazda tego roku.
Jak nie urok to sraczka. Jak nie pokłady ropy, które się już zmniejszają, to pszczoła. Od początku. Przejechałem z domu na Bory, dalej "obwodnicą" na EJ3, ścieżką do ul. Energetyków, pod EJ2, do Martyniaków, na Podłęże, postój na Statoilu na Snikersa, dalej Góra Piasku, Szczakowa, Ciężkowice, Wilkoszyn, Jeziorki i do domu. Na Wilkoszynie oberwałem jakimś owadem w obojczyk, nie przejąłem się. Za chwilę ten sam owad użarł mnie w klatkę piersiową. :-/ Ale żyję, mimo lekkiego uczulenia.
Jakby nie było, to była jednak najszybsza jazda w tym roku. Pod EJ3 (po 30 minutach jazdy) miałem średnią 32km/h. Ach, ten wiatr we włosach.
Sesja, praktycznie, psu w dupę to zaczynam się sprowadzać do domu. Zacząłem, oczywiście, od rowera. I sakw. Kurna, nie wiedziałem, że aż tyle sakw wywiozłem do Krakowa - dwie tylne (60 litrów), jedną przednią (17,5 litra) i wór transportowy (60l. O nim pamiętałem). Pociąg o 17:24. Najpierw wycieczka do Magdy sprzedać jej kupione w Belgii piwo. Magda byłaby mnie zaprosiła, ale nie wyglądalem odpowiednio do "hordy nastolatek", jak to zgrabnie określiła swoją siostrę i jej koleżanki przed komersem. Fakt, nie wyglądałem odpowiednio - spodenki+nogawniki, koszulka i kask. I rower z sakwami. Piwo oddałem, pojechałem na dworzec, przez Długą, św. Filipa, pl. Matejki, Basztową. Po dworcu chodziłem z rowerem, więcej się nie dam zrobić. Przyszedłem do kasy, gdzie ktoś bilet kupował i były dwie osoby w kolejce. Stoję, czekam. Pan sobie wydumał, że on chce fakturę na bilet. Ile czas normalnie zabiera kupienie biletu PKP? 3 minuty? Jemu zajęło to 15. Olał go. "Przepraszam panią, mam pociąg za 10 minut...". Pomogło. Kupiłem bilet, poleciałem zjazdem do drugiego tunelu, już miałem się pakować w windę, ale sobie uświadomiłem, że już kiedyś tego próbowałem. Nigdy więcej. Schody. Podjazd? A po coooooo... W pociągu, na szczęście, przedział na rowery. G***o mi z niego, bo nie zdjąłem sakw. Nie chciało mi się. Jakiś dzieciak całą drogę się na mnie gapił. 3-, może 4-latek. Przy okazji pochwała dla PKP. Obniżyli ceny biletów na rowery. O 12%. Czyli całe 50 groszy. Dalej spokojna droga do domu, z Trzebini. Pozdrawiam kierowców, którzy stali za mną na skrzyżowaniu przy dworcu PKP w Trzebini.
Jak się ekipa znajdzie to będzie jaworznicki Nocny Patrol. Jak się ekipa znajdzie.
Wszyscy chorzy. Znaczy cała pedalska dwójka - wrzask i ja. wrzask w zasadzie tylko niewyspany, ale to wystarczyło, żeby ledwie jeździł. Ja za to mam zapalenie stawu, nazwijmy go profesjonalnie, łokciowego. Świetnie, kurna. Dzisiaj około południa łokieć tak mnie napierniczał, że ledwie mogłem wytrzymać. Poszedłem do lekarza, dostałem antybiotyk, leki przeciwbólowe, po których nie powinienem jeździć na niczym, z rowerem włącznie i jakąś maść. Ale nicto. Umówiliśmy się z wrzaskiem na pedałowanie. Dołączył się zyga na chwilę, ale nic wielkiego. Na połowę trasy. Później musiał lecieć na dworzec. Pojechaliśmy z wrzaskiem w okolice Galerii Kazimierz, później nad Wisłę, na Dąbie, wjechaliśmy w Park Lotników, wrzask do domu, ja do mieszkania przez Rondo Mogilskie. Był to test kupionych w piątek nogawników, spisały się bardzo dobrze, i rękawiczek. Też całkiem przaśne. Przynajmniej nie przymarzłem nad Wisłą do kierownicy.
Zamówiłem wczoraj w nocy nowe klocki hamulcowe. Czekam. Fajne. Clark's-y, czerwone. Ponoć dobrze hamują. W przyszłym życiu przeskok na tarczę do przodu, jeżeli Shimano ma w ofercie dynamo w piaście z mocowaniem tarczy.
Kolejny wieczorek pedalski, czyli przekroczone 3000.
O 21:14 nic nie zapowiadało tak fajniej jazdy. W zasadzie już otwierałem książkę do gramatyki dr Tomankowej, a tu... "jestem odpadem atomowym..." Kazika zabrzmiało z telefonu. Miki. "Będziesz? Mam dwie trasy w głowie!". Pewnie, że będę. Chrzanić kolosa z łaciny. NIe wykonaliśmy co prawda założonej trasy (praktycznie odwóconej trasie poprzedniego), ale i tak pojeździliśmy pod górę i w dół... Tym razem wolniej. Znaczy - wolniej z góry. Ale ogólnie dość szybko, bo Miki założył, że pokażemy zydze, który w ostatniej chwili, dziadak, odmówił udziału w Patrolu, że nie jeździmy wolno. O.
A teraz siedzę i piję zamrożone wczoraj piwo... Mam dość dzisiejszego dnia. Był ch*jowy. Za dużo stresu.
Nawiązując do tytułu wpisu: mój licznik pokazał 3000km. Dokładnie w tej chwili mam 3003,7km. Powinienem właśnie po raz drugi wymieniać łańcuch. ;-)
Fetysz dookoła wersja 1.1 beta, czyli dookoła Jaworzna.
Ciepło jak diabli. Jak wyjeżdżałem było jakieś 27 stopni. Dla mnie o 7 za dużo. Ale niech będzie. ;-) Musiałem. Ostatnie kilka tysięcy kilometrów moich podróży odbyło się autokarem, myślałem, że mnie szlag trafi. Podróży po Europie autokarem powinno się zabronić. Prawem międzynarodowym. Następna wycieczka do Brukseli już za tydzień. Samolotem.
Postanowiłem przejechać dookoła Jaworzna. Po wewnętrznych granicach. Przejechałem przez chyba wszystkie zewnętrzne dzielnice. Wyjechałem od siebie z domu, z Byczyny, do Jelenia, dalej na Sobieski, śmignąłem koło Elektrowni III, potem na Osiedle Stałe, przez Rondo 308. Krakowskiego Dywizjonu Myśliwskiego, potem na Górę Piasku, przez Szczakową, Ciężkowice i Wilkoszyn na Jeziorki. I do domu.
Uwaga, uwaga. Zdjęcia!
Droga idealna. Szkoda, że jest jej mniej niż kilometr.
Studencka jazda z głębszym sensem, czyli "Marek masz mój zeszyt".
Na zajęciach pożyczyłem zeszyt od Roksany, meine liebe Frau, bo nie miałem zadania. No nic. Zeszyt do plecaka po zajęciach i do mieszkania. Dostaję po 20 minutach SMSa: "Marek, masz mój zeszyt a ja mam jutro zaliczyć kolosa z SCSu". Rower i do Roksany. Przez Karmelicką, Szewską, Rynek, Grodzką, koło Wawelu nad Wisłę, do mostu Kotlarskiego ścieżką, później przez Rondo Grzegórzeckie (kurna, ale je rozkopali!) i Aleję Pokoju. Jeszcze Kuruszynie podrzuciłem płytę na Bajeczną. Powórt podobnie - Aleja Pokoju, Rondo Grzegórzeckie, Grzegórzecka, Wielopole, Sienna, Rynek, Szewska, Kamelicka, Grabowskiego, Kochanowskiego. Przyjemnie.
Jeżdżę, jeżdżę, bo autobusów nie lubię, a samochody śmierdzom (sic).
Studiuję filologię, nie lubię literaturoznawstwa, a z Uniwersytetu Śląskiego czym prędzej chcę uciec na Słowację.